Sejmowe prace nad rozwiązaniem problemu składów jednoosobowych są namacalnym dowodem, że w organizacji sądów konieczne bywają kompromisy.
O wyższości trójkowego składu nad jednoosobowym powiedziano wiele, ale problem wybuchł gwałtownie wskutek uchwały siedmiu sędziów Izby Pracy Sądu Najwyższego z 26 kwietnia br., która zakwestionowała jednoosobowe sądy w sprawach cywilnych w drugiej instancji. Skutek uchwały był natychmiastowy. Wprowadziła ogromne zamieszanie. Sądy skierowały pytania prawne w tej kwestii do Izby Cywilnej SN i Trybunału Konstytucyjnego, ale ich rozpoznanie, a tym bardziej wdrożenie wymaga co najmniej miesięcy.
Zamieszanie i dodatkowe opóźnienia w rozpoznawaniu spraw były nieuchronne. Zresztą w uzasadnieniu uchwały (napisanym po ponad miesiącu) wskazano, że jej autorzy zdawali sobie sprawę z perturbacji organizacyjnych, jakie ona wywoła „w najbliższych tygodniach” (już tu widać, że nie doszacowali problemu)), wynikających z dostosowywania składów orzekających. Tę cenę jednak warto zapłacić za przywrócenie orzekania na właściwe tory, czyli sprzed Covid-19.
Czytaj więcej
Sądy cywilne mają wrócić do orzekania w II instancji w składzie jednego sędziego. Decyzja Sejmu m...
To jedno zdanie poświęcone skutkom wdrożenia tak radykalnej uchwały wskazuje, że kwestia składów orzeczniczych, którą jej autorzy narzucali sądom i społeczeństwu, ich przerosła. Gdyby byli politykami, suchej nitki by na nich nie zostawiono.