Publicystyczne rozumienie „prerogatywy prezydenckiej” jako aktu całkowicie swobodnego uznania, niczym nieskrępowanego ani ograniczonego i niepodlegającego niczyjej kontroli zdominowało dyskusję w Polsce. Przypomnijmy ułaskawienia osoby, wobec której nie wydano (jeszcze) wyroku i prezydent – wedle jego słów – od tego obowiązku „uwolnił wymiar sprawiedliwości”. Albo latami uwięzione w belwederskiej zamrażarce nominacje (sędziowskie, profesorskie). A dodatkowo koncepcja ta służy usprawiedliwieniu sanacji błędów, które mogą wydarzyć się „po drodze”, aż do podpisu prezydenckiego, kończącego łańcuch zdarzeń prowadzących do powołania. Magiczna formuła: „wszak to prerogatywa”, ma wystarczyć jako uzasadnienie i legitymizacja. Czy to jednak nie klucz nazbyt uniwersalny?
Czytaj więcej
W dyskusji o prezydenckich projektach ustaw o SN oraz o KRS posłowie opozycji wielokrotnie wskazywali, że prezydent RP przypisuje sobie kompetencje, których nie gwarantuje mu konstytucja.
Mechanizm równowagi chwiejnej
Najwcześniej ujawnionym objawem kryzysu praworządności, jakiego doświadczamy, jest to, co odnosi się do sądów i sędziów, ich niezależności i niezawisłości. Problem leży jednak głębiej, a kryzys rozlewa szerzej.
Wprowadzając do konstytucji zasadę (ustrój Rzeczpospolitej opiera się na trójpodziale władz i ich równoważeniu – art. 10), fundamentem uczyniono nie statyczną zasadę, lecz mechanizm chwiejnej równowagi. Podział władz wręcz to zakłada, jako że to podział, kontrola i równoważenie. Równowaga wyklucza supremację silniejszego, a kontrola wymaga ustawicznego „patrzenia sobie na ręce”, konieczność niezbędnej reakcji na zakłócenia równowagi, czujności i reakcji – w obronie słabszego. Zwłaszcza judykatywa, „pozbawiona sakiewki i miecza”, ale mająca potężny atut: decydowanie o znaczeniu prawa, jest tu szczególnie narażona.
Egzekutywa – jak uczy historia – wielokrotnie, w różnych krajach, w różnym czasie, podejmowała próby wasalizacji sądownictwa. Niejednokrotnie z sukcesami, wykorzystując własną inicjatywę ustawodawczą, możliwości organizacyjne, pieczę nad finansami, umiejętnie operując efektami mrożącymi wobec sędziów czy nomenklaturą kadrową. Byłoby truizmem mnożyć egzemplifikacje. Wszystko znajdziemy w praktyce ostatnich lat, pięknie zresztą udokumentowane w wyrokach Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.