Morawiecki w przeciwną stronę niż J.K. Bielecki

Transfery biznes-administracja nie zdarzają się często, bo różne są oczekiwania wobec pracowników. Jednak doświadczenie urzędników może okazać się interesujące dla firm. I odwrotnie.

Publikacja: 03.06.2018 21:00

Morawiecki w przeciwną stronę niż J.K. Bielecki

Foto: Pixabay

Biznes i administracja to, z różnych względów, odrębne światy. Niewidzialna granica często stawiana jest ze względów ideologicznych, pracowników w sektorze publicznym i prywatnym mogą też różnić względy pragmatyczne.

Praca w urzędzie, choć po części to stereotypy, zwykle kojarzy się z ciepłą, stabilną posadką, z uregulowanym czasem pracy i silnym poczuciem bezpieczeństwa, za to nudną, opartą na schematach i mało kreatywną. Praca w sektorze prywatnym postrzegana jest jako ciężka i stresująca, ale pozwalająca na wyższe zarobki i realizację ambicji zawodowych.

Głośne transfery

Przepływ pracowników pomiędzy tymi światami nie jest więc powszechny, choć oczywiście się zdarza. Najgłośniejszy przykład ostatnich lat to oczywiście transfer premiera Mateusza Morawieckiego, który był prezesem jednego z największych banków w Polsce – BZ WBK. Mimo sukcesów na rynku i ogromnych zarobków, na poziomie kilkuset tysięcy złotych na miesiąc, w listopadzie 2015 r. przyjął tekę wicepremiera ds. gospodarczych i ministra rozwoju w rządzie Beaty Szydło. Dwa lata później stanął na czele rządu.

Ciekawe, że Morawiecki postanowił ściągnąć do zespołów, które bezpośrednio nadzorował, jak najwięcej ludzi z biznesu, przede wszystkim do resortu rozwoju i Ministerstwa Finansów. Przekonywał, że zarobki w administracji są rzeczywiście niższe, ale wyzwania tak samo fascynujące, no a poza tym to służba publiczna, z której trzeba być dumnym.

Choć nie ma na ten temat badań, częściej zdarzają się transfery w drugą stronę, czyli z administracji do biznesu. Najgłośniejsze dotyczą polityków z wyższej półki, można tu przypomnieć chociaż Jana Krzysztofa Bieleckiego, który był premierem, a potem prezesem banku Pekao.

Taki transfer nie jest oczywiście prosty. Jak zauważa Dominik Kubiak, konsultant Antal HR&Admin, na portalu pulsHR.pl, u podstaw każdej firmy leży podstawowy cel biznesowy: zysk. – Tymczasem strategia działania urzędów jest oparta na zgoła innych aktywnościach: obsłudze obywateli, dbaniu o sprawne funkcjonowanie państwa. Bardzo często się zdarza, że nie możemy zatrudnić urzędnika, bo do tej pory pracował z innych pobudek i obudzenie innych motywacji jest dla samego zainteresowanego zbyt karkołomne – wyjaśnia.

Interesujący kandydaci

Nie znaczy to jednak, że urzędnicy nie mają szans na rynku. – Kandydaci z sektora publicznego są postrzegani jako interesujący – zaznacza Magdalena Kamińska, ekspert rynku pracy z agencji zatrudnienia Manpower. – Ich doświadczenie, a także kontakty, są pożądane zwłaszcza w sytuacji, gdy poszukiwany kandydat ma za zadanie współpracować z instytucjami publicznymi. Takie osoby potrafią się poruszać w często zawiłych strukturach tego sektora oraz mają wymagane doświadczenie 'branżowe' – mówi. I dodaje, że osoby starające się o pracę w sektorze prywatnym najczęściej poszukują jej w działach prawnych, administracyjnych oraz operacyjnych.

– Kandydaci decydujący się na przejście do biznesu wymagają odpowiedniego wdrożenia ze względu na specyfikę przedsiębiorstwa. Po odpowiedniej adaptacji nie odbiegają jednak od poziomu pracowników mających duże doświadczenie korporacyjne – podkreśla Kamińska.

Rynek pracy
Kogo szukają pracodawcy? Rośnie liczba wolnych miejsc pracy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rynek pracy
Coraz więcej niepracujących przypada na pracujących. W tych regionach jest najgorzej
Rynek pracy
Coraz więcej pracujących cudzoziemców. Najwięcej jest ich na Mazowszu
Rynek pracy
Listopadowe dane z rynku pracy w USA nieco lepsze od prognoz
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rynek pracy
Czy strategia migracyjna zatrzyma boom w budownictwie