Skrawek papieru z ręcznie napisanym (z błędami) wołaniem o pomoc wywołał w Moskwie lawinę. „Pomóżcie! Jesteśmy robotnikami w Bracku, trzymają nas bez wody, paszportów i pieniędzy. Boimy się. Przekażcie to milicji i uratujcie nas. Albek".
Druga notatka z takim samym podpisem została znaleziona w innej partii materiałów z drewna: „Ratujcie! proszę, przyjechaliśmy z Azji Środkowej. Zabrali nam paszporty, płacą jedzeniem. Wezwijcie policję. Albek", cytuje portal Lenta.
Oba skrawki papieru trafiły do prasy i na policję. Poprzez firmę, która sprzedaje materiały budowlane, śledczy doszli do przedsiębiorstwa, zajmującego się wycinką lasu i produkcją paneli z Bracka w obwodzie Irkuckim.
- Informacja o wykorzystywaniu pracy niewolniczej się nie potwierdziła - ogłosili policjanci po kontroli przeprowadzonej 1 sierpnia. Na wyrębie zastali dziesięciu pracowników - wszyscy byli legalnie zatrudnieni i nie zgłaszali żadnych pretensji, każdy miał przy sobie komórkę. Nie było wśród nich nikogo o imieniu Albek.
To jednak nie oznacza, że w Rosji, szczególnie na przepastnych obszarach Syberii, nie wykorzystuje się niewolniczej pracy. Potwierdza to Oleg Mielnikow obrońca praw człowieka i lider ruchu Alternatywa, specjalizującego się w uwalnianiu ludzi ze współczesnego niewolnictwa, stosowanego przez biznes.