Jarosław Gowin, minister sprawiedliwości uważa, że tam gdzie jest reglamentacja dostępu do zawodów, tam "są wysokie ceny, niska jakość, wysokie bezrobocie wśród młodzieży, rozrost biurokracji i spowolnienie rozwoju gospodarczego przez brak konkurencyjności i innowacyjności". - My dziś wyjmujemy pierwszą cegłę w murze - zadeklarował.
Pół miliona osób pracuje obecnie w 49 profesjach, w jakich rząd wprowadza deregulację. Ekonomiści szacują, że otwarcie tych zawodów zwiększy o 15 – 20 proc. zatrudnienie w tych grupach - Spodziewamy się więc, że pracę może uzyskać od 50 do 100 tysięcy osób – tłumaczy Mirosław Barszcz, doradca ministra sprawiedliwości i ekspert BCC.
Zmiany zaproponowane przez resort sprawiedliwości oznaczają zaoszczędzenie od 0,5 tys. do 2 tys. złotych przez osoby, które nie będą musiały wydawać pieniędzy na kursy, egzaminy i licencje. Pięćset do tysiąca złotych kosztuje obecnie uzyskanie uprawnień taksówkarza, a od tysiąca do ponad dwóch kurs dający uprawnienia do bycia przewodnikiem turystycznym.
Ale jak zapowiedział Jarosław Gowin, minister sprawiedliwości zmiany mają dotyczyć w sumie ok. 230 zawodów, a więc uwolnienia o kolejnych przynajmniej 100 tys. miejsc pracy.
Taka zmiana byłaby znacząca nie tylko dla rynku pracy, ale też dla finansów Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. 150 tysięcy pracujących lub biernych osób to spadek lub wzrost bezrobocia o jeden punkt procentowy. Przekłada się to na wzrost lub spadek 1 proc. wpływów w FUS, czyli ok 1 mld zł (gdyby przyjąć wartości za 2012 rok). Gdyby zaś dzięki wzrostowi zatrudnienia o jeden pkt proc. realnie wzrósł fundusz pracy oznacza to zwiększenie wpływów do FUS o 2,9 proc. czyli o prawie 3 mld zł.