- Ludzie nie idą do college'u aby zostać kelnerką, czy barmanem – twierdzi szef badań Andrew Sum – przygrywają nie tylko oni, przegrywamy my wszyscy". Według oficjalnych danych, bezrobocie wśród absolwentów wyższych uczelni poniżej 25 roku życia (w USA 4-letni college kończy się zazwyczaj w wieku 22-23 lat – przyp. TD) wynosi zaledwie 7 proc. Dane te nie pokazują jednak ilu z nich czuje się niewykorzystanych. Aż 8 proc. absolwentów pracuje w niepełnym wymiarze godzin, choć pragnie znaleźć zatrudnienie na pełny etat. Te osoby nie są ujmowane w statystykach osób pracujących niezgodnie z nabytymi kwalifikacjami. A tych jest aż 36 proc. Jeszcze w 2000 liczba ta wynosiła 28 proc., ale skutki wielkiej recesji są wciąż odczuwalne.

Na 3 miliony świeżych absolwentów aż 152 tys. wykonuje proste prace w handlu. Dalsze 100 tysięcy to kelnerzy, barmani i inni pracownicy zakładów żywienia. Kolejne 80 tys. to zwykli urzędnicy i recepcjoniści. Aż 60 tys. absolwentów pracuje na budowach lub wykonuje inne prace fizyczne.

Według Suma zasada prosta – im ściślejsze i konkretniejsze wykształcenie, tym większa szansa na pracę na odpowiednim poziomie. To dlatego księgowi, inżynierowie, czy specjaliści komputerowi  szybciej znajdują odpowiednie zatrudnienie niż absolwenci ogólnych kierunków jak np. nauki polityczne, czy sport i rekreacja. Poziom zatrudnienia zależy także od koniunktury na rynku pracy w różnych regionach.

Niedozatrudnienie ma poważne skutki dla karier młodych ludzi. Zarobki osób pracujących w niewyuczonych zawodach są o 40 procent niższe niż ich kolegów, którzy mieli więcej szczęścia i znaleźli odpowiednią pracę. Może to utrudnić lub wręcz uniemożliwić spłacenie zaciągniętych pożyczek na studia. Poza tym pięcie po szczeblach kariery zaczyna się z dużo niższego poziomu.