Najważniejsi politycy PiS, łącznie z premierem Mateuszem Morawieckim, uczestniczyli w niedzielę w Kraśniku w uroczystości odsłonięcia pomnika smoleńskiego, którego główną częścią jest sylwetka mężczyzny zastygniętego w ruchu, podczas zamaszystego kroku, na prawym ramieniu duża torba. Gdyby nie podpis, trudno byłoby zgadnąć, że to śp. Lech Kaczyński.
W sieci zawrzało, pojawiło się mnóstwo niestosownych żartów. To poruszenie przypomniało mi wydarzenia sprzed dekady. W czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego nieprzychylne mu media robiły wiele by go ośmieszyć. A to pokazano jakiś niekorzystny kadr, a to w nieskończoność powtarzano jakieś jego przejęzyczenie. A to sieć obiegły zdjęcia prezydenckiej pary wchodzącej do samolotu z plastikową reklamówką.
Nie były to działania przypadkowe, już wówczas temperatura sporu politycznego była tak wysoka, że dołączyła do niej część mediów, prowadząc z Kaczyńskim wojnę informacyjną. Piotr Zaremba nazwał to kiedyś „przemysłem pogardy”, którego celem właśnie było upokorzenie przeciwnika politycznego poprzez przedstawianie jego niekorzystnych wizerunków.
Czytaj także: Zostaliśmy ze Smoleńskiem sami
Niestety rzut oka na odsłaniane ostatnio pomniki Lecha Kaczyńskiego każe postawić dwie smutne tezy. Po pierwsze przemysł pogardy wcale się nie skończył, przeciwnie, ma się dziś tak dobrze, że można go bez wątpienia nazwać przemysłem pogardy 2.0. Po drugie zaś, co znacznie bardziej zaskakujące, źródłem tego przemysłu są dziś... zwolennicy PiS. Bowiem najbardziej zagorzali przeciwnicy Lecha Kaczyńskiego nie ośmieszali go tak boleśnie, jak ci, którzy go teraz masowo upamiętniają stawiając w całym kraju istne artystyczne potworki.