– Odejście Krzysztofa byłoby małą stratą, ale jego okoliczności mogą prezydentowi wyrządzić duże szkody – zżyma się nasz rozmówca dobrze znający sytuację wokół prezydenta Andrzeja Dudy po odejściu jego rzecznika Krzysztofa Łapińskiego. I choć złośliwi ironizują, że opuszczenie prezydenckiej ekipy było największym pijarowskim osiągnięciem Łapińskiego, nie sposób nie dostrzec, że ta decyzja pokazuje problemy, jakie stoją przed Dudą dwa lata przed walką o reelekcję.
Bo to nie jest jego prywatny kaprys. Tak jak nie jest też winą prezydenta. Jest raczej problemem systemowym: dymisja trzeciego już rzecznika prezydenta pokazuje, że obecna Kancelaria Prezydenta ma problem ze zbudowaniem sprawnie działającej struktury informacyjnej głowy państwa.
Łapiński objął stanowisko półtora roku temu, po dymisji Marka Magierowskiego, dziś ambasadora w Izraelu. Odszedł on po ogłoszeniu przez prezydenta 3 maja 2017 r. inicjatywy referendum (która okazała się dla Dudy katastrofą). Prezydent o swej decyzji nie powiedział rzecznikowi. W efekcie doszło do absurdalnej sytuacji – Duda wystąpił wieczorem po Wiadomościach w TVP, lecz dziennikarz nie zadał mu pytania o to, co było tematem dnia, czyli referendum. Wywiad nagrano rano, a Magierowski, odpowiadający za jego przygotowanie, nie mógł uprzedzić prowadzącego rozmowę dziennikarza, by spytał prezydenta o rzecz najważniejszą.
W pałacu dymisję Magierowskiego tłumaczono jako sprzeciw wobec planów podporządkowania biura prasowego, którym formalnie kierował Magierowski, szefowi gabinetu politycznego Krzysztofowi Szczerskiemu, z którym nie miał najlepszych kontaktów.
Do Dudy dołączył Łapiński, rezygnując z mandatu posła na Sejm i zostając rzecznikiem w randze ministra. Ale ta pozycja nie dała mu możliwości przejęcia pełnej kontroli nad polityką informacyjną. Błędów i chaosu było co niemiara.