Fani piłki byli zachwyceni, jeszcze bardziej gdy brak sygnału zamieniał się w "máy ch? đang b?n", czyli "zajęty serwer". Choć Wietnam na mundialu nie grał, chętnych do oglądania meczów były miliony. Ponad 50 mln mieszkańców kraju korzysta z internetu, ale prędkość połączeń pozostawia wciąż wiele do życzenia.
Kłopoty ze sportowymi transmisjami ujawniły narastający brak infrastruktury informatycznej. Prędkość internetu stacjonarnego w Wietnamie wynosi średnio 24 megabity na sekundę i jest wciąż największa wśród jego sąsiadów, ale dla porównania światowy i przy okazji także i regionalny względem Hanoi lider, Singapur, osiąga 166 megabity na sekundę. Zaraz po rozpoczęciu mundialu jeden z sześciu leżących na dnie morza kabli doprowadzających sieć do kraju uległ awarii. I to trzeci raz w 2018 roku. Poprzednie problemy techniczne w styczniu i maju nie nakładały się na sportowe transmisje.
Łącze nazywa się AAG (Asia America Gateway), odpowiada za 60 proc. transferu danych do Wietnamu, działa od 2009 roku i kosztowało 569 mln dolarów. Wietnamska cześć wchodzi w skład systemu połączeń o długości ponad 20 tys. km, które dostarczają internet że Stanów Zjednoczonych do Azji Południowowschodniej. Poza AAG do Wietnamu dochodzi także łącze z Chin o przepustowości 120 gigabajtów.
Nowe prawo dotyczące cyber bezpieczeństwa, które wejdzie w życie w Wietnamie 1 stycznia 2019 roku ma między innymi usprawnić dostęp do sieci i wyeliminować dotychczasowe problemy z kablami. Zachodnie media podkreślają, iż rządząca krajem partia chce przy okazji zaostrzyć cenzurę internetu i wprowadzić obowiązek przechowywania danych użytkowników na terenie Wietnamu, jeżeli korzystająca z nich firma chce działać na terenie kraju. Podporządkować mają się Google, Facebook i wszyscy bez wyjątku. Rząd odpiera te zarzuty tłumacząc, że lokalne centra danych są w zgodzie z prawem międzynarodowym oraz że takie rozwiązania pomogą w walce z cyber-espionage przestępstwa i rosnącą liczbą nadużyć w internecie.
Google nie komentuje sprawy w międzyczasie pracując nad nową wersją wyszukiwarki przeznaczoną na chiński rynek (koncern wycofał się z Chin w 2010 roku ze względu na rzekome cyber ataki prowadzone przez chińskie służby). Jeżeli Pekin i Mountain View, gdzie mieści się siedziba koncernu, osiągną porozumienie, Dragonfly, czyli usprawniona, ocenzurowana wersja Google'a zostanie oddana chińskim internautom do użytku. Facebook także nie odnosi się na razie do sprawy, ma obecnie wystarczająco dużo problemów z wykorzystaniem reklam we własnym serwisie do podsycania hejtu wobec mniejszości Rohingya w Birmie. Nowa wietnamska ustawa czeka na podpis prezydenta i w sumie zadowoleni mogą być kibice, bo jest duża szansa, że kolejny mundial da się obejrzeć bez dodatkowych "zawodników" na ekranie. Bo giganci i tak dogadają się między sobą.