Ma, ponad wszelką wątpliwość, rację Bronisław Wildstein, gdy pisze, że podejmowanie dyskusji nad uprawnieniami Trybunału Konstytucyjnego nie jest zamachem na demokrację ("Rz" z 27.09.07).
W samej rzeczy, kwestia statusu organu takiego jak TK - organu mogącego unieważniać ustawy przyjęte przez parlament z powodu ich domniemanej niekonstytucyjności - jest jednym z najczęściej dyskutowanych problemów w ramach nauk politycznych i teorii konstytucyjnej. Sam na swą skromną miarę do tych debat swoje dwa grosze dorzuciłem, więc byłbym ostatnim, który broniłby Trybunału przed poważną krytyką o charakterze ustrojowym.
Słusznie Wildstein pisze, że wielu komentatorów uważa interwencję sądu konstytucyjnego w demokratycznie przyjęte ustawy za pewną ostateczność, choć nie ma racji, gdy twierdzi, że w państwach demokratycznych taką ostateczność przyjęto wyłącznie z powodu złych doświadczeń z nieograniczoną demokracją mogącą prowadzić do totalitaryzmu (casus rzekomo demokratycznych źródeł władzy Hitlera).
Jeśli przyjrzeć się szerokiej panoramie sądownictwa konstytucyjnego na świecie, to reakcja na złe doświadczenia faszyzmu czy autorytaryzmu tłumaczy tylko część fenomenu, jakim jest sądownictwo konstytucyjne. We Francji np. niezmiernie aktywna Rada Konstytucyjna (tamtejszy odpowiednik TK) wcale nie powstała na zgliszczach ustroju autorytarnego, lecz utworzona została dla poskramiania potęgi parlamentu, a uprawnienia do unieważniania ustaw na podstawie praw i wolności konstytucyjnych nadała sama sobie na początku lat 70. ubiegłego stulecia.
Ale po co szukać dalej niż historycznie pierwszy (i zapewne najbardziej istotny) przypadek sądownictwa konstytucyjnego - Sąd Najwyższy USA. Jego prawo do unieważniania ustaw na podstawie niezgodności z konstytucją wcale nie było reakcją na zagrożenia autorytaryzmem, lecz wykalkulowaną decyzją (notabene samego SN, ale szybko zaakceptowaną przez inne instytucje polityczne), że w systemie podziału i równoważenia się władz istnienie arbitra, mogącego orzekać o przekroczeniu swych uprawnień przez inne instytucje, jest niezbędną gwarancją realności konstytucji.