Ten Sejm będzie pracował cztery lata – mówią politycy PO. Zapewne te przewidywania są trafne, warto jednak dodać do nich coś jeszcze: to, jak długo będzie trwał parlament i rząd Donalda Tuska i w jakim stylu, zależy nie tyle od Platformy, ile od PSL i LiD. Wynik wyborów (jeśli wojna między PiS i PO będzie prowadzona konsekwentnie) sprawia, że ostatnie słowo będzie miała lewica. Arytmetyka mówi wyraźnie: w Sejmie nic istotnego nie da się przeprowadzić bez lewicy, bo to ona ma brakujące koalicji PO – PSL głosy do oddalania weta prezydenta.
Na miejscu polityków PO nie liczyłabym, że lewica będzie ją wspierać spontanicznie, za serdeczne poklepanie po plecach za „antypisowską postawę”. Może za to wysoko licytować, bo ma siłę, by sobie na to pozwolić. Za parawanem negocjacji o rządowej koalicji z PSL toczyć się zatem muszą także rozmowy z eksponentami interesów LiD o koalicji parlamentarnej. Idę o zakład, że zwłaszcza o szczegółach tych ostatnich opinia publiczna nie będzie przez polityków PO zbyt ochoczo informowana.
Arytmetyka mówi wyraźnie: w Sejmie nic istotnego nie da się przeprowadzić bez lewicy, bo to ona ma brakujące koalicji PO – PSL głosy do oddalania weta prezydenta.
Bawi zmiana nastroju i klimatu przygotowań do rozmów o tych koalicjach, gdy wspomni się, jak to wyglądało dwa lata temu. Wówczas stanowczy politycy Platformy zażądali – dla czystości i przejrzystości życia publicznego oczywiście – rozmów koalicyjnych przed kamerami. Kupczenie stanowiskami i wpływami w tajemnicy przed opinią publiczną głęboko brzydziło polityków Platformy i bez obecności dziennikarzy do żadnych rozmów przystępować nie chcieli.
Teraz, rzecz jasna, nikomu to do głowy nie przychodzi, dziennikarze też nie nalegają, by być świadkami ustalania wspólnego programu i podziału stanowisk. Donald Tusk powtarza, że chce zakończyć rozmowy szybko oraz że „tym razem będzie normalnie”. I ma rację – PO rzeczywiście jest zainteresowana powstaniem koalicji, zatem negocjacje odbędą się bez kamer i demonstracyjnej drwiny wobec potencjalnego koalicjanta. Dwa lata temu Platforma zniszczyła negocjacje z PiS, dziś musi budować układ rządzący z PSL i politykami SLD. Trzeba przyznać – zważywszy na sukces PO w wyborach i szaleńczy, trwający od dwóch lat, atak establishmentu na PiS – że ten wybór cechował pragmatyzm.Ów pragmatyzm powinien jednak podpowiedzieć liderom Platformy, że zdobywając 209 mandatów, znaleźli się w klinczu. Z jednej strony odnieśli olśniewający sukces i silne poparcie społeczne dla haseł podnoszonych w kampanii. Z drugiej – rozbudzili apetyty, że te hasła zostaną niezwłocznie zrealizowane. Nauczyciele z ZNP już pikietują pod gmachami rządowymi, żądając spełnienia obietnic, mimo że rząd Tuska jeszcze nie istnieje.