Wyrok na CBA już zapadł

Jestem pewnie największym zwolennikiem powołania komisji śledczej. Może być ona miejscem, gdzie będę mógł przedstawić prawdę o działaniach Centralnego Biura Antykorupcyjnego – mówi szef CBA Mariusz Kamiński w rozmowie z Joanną Lichocką

Aktualizacja: 12.11.2007 11:06 Publikacja: 12.11.2007 00:22

Wyrok na CBA już zapadł

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Rz: Czy czuje się pan odpowiedzialny za porażkę PiS?

Mariusz Kamiński: Nie, w ogóle w tych kategoriach nie podchodzę do tego, co robimy.

Ale pana konferencja kilka dni przed wyborami na temat zatrzymania Beaty Sawickiej została odebrana jako włączenie się CBA w kampanię wyborczą PiS.

Jestem głęboko przekonany, że miałem nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek zwołać tę konferencję. Od wielu tygodni politycy różnych ugrupowań niechętnych rządowi, na użytek kampanii wyborczej, kreowali absurdalny obraz państwa policyjnego. Chcieli wywołać u przeciętnego Polaka poczucie zagrożenia. Wszyscy są podsłuchiwani, do każdego mogą przyjść bez powodu faceci z CBA w kominiarkach i zawlec do więzienia. Jako szef organu państwowego musiałem bronić wizerunku instytucji publicznej, którą kieruję, i honoru jej funkcjonariuszy. Zdawałem sobie sprawę, że zatrzymanie parlamentarzysty w trakcie kampanii wyborczej może wywołać burzę. Dlatego od samego początku konsekwentnie zwracałem się ustnie i pisemnie do marszałka Dorna, by spowodował zwołanie Sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych. Na tym forum zamierzałem przedstawić wszystkie okoliczności związane ze sprawą Sawickiej. Chciałem pokazać profesjonalizm działań CBA oraz udowodnić, że termin zatrzymania wynikał bezpośrednio z żądań skorumpowanej posłanki. Odmowa zwołania komisji przez jej szefa, będącego członkiem PO, i odmowa zajęcia się tą sprawą przez Prezydium Sejmu była dla mnie oczywistą manipulacją. Ich nie interesowała prawda, ale to, żebym siedział cicho i pozwalał się bezkarnie znieważać. Czarę goryczy przelała wypowiedź Tuska, który w kontekście zatrzymania Sawickiej oskarżył publicznie CBA o zwalczanie opozycji politycznej. W tej sytuacji zwróciłem się do prokuratury o zgodę na upublicznienie części materiałów i po jej uzyskaniu w pierwszym możliwym terminie zwołałem konferencję.

I nie spodziewał się pan, że ta konferencja będzie wykorzystana przeciwko panu i CBA?

Sądziłem, że zamknę usta wszystkim, którzy wykorzystywali tę sprawę w bieżącej walce politycznej. Niestety, stało się wręcz przeciwnie. Polowanie z nagonką na mnie i CBA nie tylko, że nie ustało, ale po wyborach nawet się nasiliło.

Zatem popełnił pan błąd. Nie żałuje pan tego?

Nie. Czasami pewne rzeczy trzeba robić w imię zasad, niezależnie od konsekwencji.

Nie tylko nie zamknął pan ust krytykom CBA, ale otworzył strugi łez. Co pan czuł, widząc płaczącą Beatę Sawicką?

To nic przyjemnego oglądać płaczącego człowieka, w dodatku kobietę. Byłem tym przygnębiony. Taka jest jednak cena sprawowania pewnych funkcji. Mój komfort psychiczny nie ma żadnego znaczenia. Nie zapominajmy jednak, że osoba ta jest podejrzana o popełnienie ciężkich przestępstw korupcyjnych.

Andrzej Morozowski z TVN opowiadał w Radiu TOK FM, jak tego dnia chciał zaprosić Beatę Sawicką do swego programu. Zadzwonił do dziennikarza TVN, który właśnie był w Sejmie, żeby ją w jego imieniu zaprosił. Usłyszał – ona teraz ma konferencję i płacze, a potem zemdleje i pojedzie do szpitala, więc nie może przyjść wieczorem do programu.

Nie chcę przesądzać, czy to wszystko było grą, czy nie. Faktem jest, że sytuacja tej pani jest, przez to, co zrobiła, nie do pozazdroszczenia.

Sąd nie przychylił się jednak do wniosku o jej tymczasowe aresztowanie. Stwierdził też, że jej ponowne zatrzymanie było bezzasadne. Co pan na to?

Mam przed sobą uzasadnienie decyzji sądu i pozwoli pani, że zacytuję dwa fragmenty. „Na wstępie należy wskazać, iż czynności dokonane w niniejszej sprawie przez funkcjonariuszy CBA są w ocenie Sądu Rejonowego w pełni legalne”. „Sąd Rejonowy w Poznaniu nie podziela stanowiska obrony, jakoby podejrzanej nie groziła surowa kara pozbawienia wolności. Zarzucono jej dwa przestępstwa, z których każde zagrożone jest karą co najmniej 8 lat pozbawienia wolności”. Sąd nie zastosował aresztu, ponieważ uznał, że nie zachodzi obawa matactwa, gdyż materiał dowodowy jest pełny, a drugi podejrzany przebywa w areszcie i nie ma możliwości uzgodnienia zeznań. Jednocześnie, aby uniemożliwić Sawickiej ucieczkę z kraju i ukrywanie się, sąd zabrał jej paszport i zarządził dozór policyjny, czyli konieczność regularnego meldowania się na komendzie policji w miejscu zamieszkania. Prokuratura wydała nam nakaz zatrzymania Sawickiej, ponieważ nie wiedziała, jak zachowa się pani poseł w chwili wygaśnięcia immunitetu. Nie złożyła ona bowiem w tej sprawie żadnej deklaracji w prokuraturze. Nie uznaję decyzji sądu w sprawie tymczasowego aresztowania Sawickiej za porażkę CBA. Przeciwnie. Wszystkim, którym tak łatwo przychodzi pomawianie CBA o działania przestępcze, niech pozostaną w pamięci słowa Sądu Rejonowego w Poznaniu, który uznał nasze działania w tej sprawie za „w pełni legalne”.

Wiadomo jednak, że Sawicka została uwiedziona przez funkcjonariusza CBA.

To nieprawda. Ponieważ funkcjonariusze działający operacyjnie często są narażeni na oskarżenia przestępców, dlatego bardzo starannie dokumentują swoje działania. Tak było również w tym przypadku. Wszystkie spotkania naszego funkcjonariusza z panią Sawicką są udokumentowane. Nie ma mowy o jakichkolwiek kontaktach intymnych. To oszczerstwo.

Jest jeszcze pytanie o stosowanie prowokacji przez służby specjalne. Może gdyby nie CBA, Sawicka nigdy nie wzięłaby łapówki?

Ostatnio wśród przeciwników prawdziwej walki z korupcją szczególnie modne zrobiły się słowa „prowokacja” i „podżeganie”. Mają one określony ładunek negatywnych emocji i mają tworzyć wokół CBA aurę dwuznaczności. Otóż „prowokacja” to nic innego jak istniejąca w polskim prawie od wielu lat procedura kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej. Mogą ją stosować, za zgodą prokuratury, policja i inne służby specjalne. Jest to niewątpliwie najbardziej skuteczny, ale też najtrudniejszy w realizacji i najbardziej ryzykowny dla funkcjonariuszy, instrument w walce z korupcją. W instytucjach, w których panuje atmosfera konformizmu, w praktyce się z niego nie korzysta. Jego zastosowanie wymaga bowiem pracy, inwencji i może być źródłem wielu kłopotów dla funkcjonariuszy. Problem polega na tym, że przestępca przyjmujący w sposób kontrolowany łapówkę, natychmiast kreuje się na ofiarę spisku i oskarża funkcjonariuszy o „podżeganie”. Wedle takiej fałszywej wersji przestępcy, gdyby nie „kuszenie” go przez funkcjonariuszy, nigdy do głowy by mu nie przyszło przyjęcie łapówki. Dlatego do chwili powołania CBA takie operacje były rzadkością i stosowano je w sprawach prostych, typu skorumpowany lekarz czy wójt. My nie zawahaliśmy się użyć tej metody, wiedząc, że możemy mieć przeciwko sobie osoby o wysokim statusie politycznym. Tak było w przypadku Sawickiej czy korupcji w Ministerstwie Rolnictwa. Oczywiście kontrolowane wręczenie łapówki może mieć miejsce po uzyskaniu pewności, że mamy do czynienia z przestępcami. Przypomnę, że w sprawie Sawickiej operacja została zarządzona po pierwszym spotkaniu, jakie pani poseł zorganizowała z burmistrzem Helu. To utrwalony przebieg tego spotkania upewnił nas, że mamy do czynienia z przestępstwem.

A sprawa prowokacji w Ministerstwie Rolnictwa? Jest pan przekonany, że Lepper chciał wziąć łapówkę?

Jestem przekonany, że otoczenie Andrzeja Leppera było skorumpowane. Na pytanie, jaka będzie przyszła rola procesowa samego Leppera w tej sprawie, odpowie dalszy ciąg prowadzonego śledztwa. Niestety, nie mogliśmy doprowadzić naszej operacji do końca. W kulminacyjnym momencie zostaliśmy zdradzeni przez jednego z najważniejszych urzędników w państwie.

Ale gdzie tu było przestępstwo? Przecież dokumenty, które miały posłużyć do odrolnienia gruntów, zostały przez was sfałszowane.

Zaczęło się od tego, że zgłosili się do nas autentyczni przedsiębiorcy z informacją, że otrzymali ofertę odrolnienia dowolnie wskazanych gruntów w zamian za korzyść majątkową. Osobami, które takie oferty składały, byli Andrzej K. i Piotr R. Powoływali się na wpływy w Ministerstwie Rolnictwa. Mamy tu do czynienia z klasycznym przestępstwem płatnej protekcji. Dodatkowo otrzymaliśmy informację, że osoby te, pracując w spółce Skarbu Państwa Dialog, brały pieniądze za ustawianie przetargów. Te informacje zweryfikowaliśmy. Piotr R. znał wszystkich najważniejszych ludzi w Samoobronie, między innymi Andrzeja Leppera, Janusza Maksymiuka, Stanisława Łyżwińskiego. Przez ludzi z kierownictwa Samoobrony był używany do szczególnie delikatnych zadań, np. zbierał materiały, które miały skompromitować Anetę Krawczyk. Organizował wyjazdy zagraniczne Leppera i jego świty do Chin, Maroka, Konga. Był podczas nich przedstawiany jako radca handlowy Samoobrony. Lepper przedstawiał go w ministerstwie jako pełnomocnika wójta Mrągowa do spraw odrolnienia gruntów. Lepper wyznaczył także wysokiego urzędnika do pilotowania tej sprawy w resorcie.

Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale jestem przekonany, że gdyby nie zdrada, zatrzymalibyśmy na gorącym uczynku wszystkich uczestników tego przestępstwa. Potwierdziły się również informacje o ustawianiu przetargów w Dialogu. Obecnie zarzuty korupcji w tym wątku śledztwa usłyszało kilkanaście osób, w tym Andrzej K. i Piotr R. Jeżeli zaś chodzi o przygotowanie przez nas, w ramach operacji specjalnej, odpowiednich dokumentów, to absolutnie mieliśmy do tego prawo. Tylko ignoranci lub tzw. niezależni (partyjni) eksperci mogą twierdzić inaczej. Mamy w tej sprawie jednoznaczne ekspertyzy. Tak działają służby specjalne na całym świecie.

Rozwalił pan koalicję.

Od samego początku miałem świadomość, że jeśli nasze podejrzenia dotyczące korupcji w Samoobronie się potwierdzą, doprowadzi to do upadku koalicji, a w konsekwencji rządu.

Jak zareagował premier Kaczyński, gdy powiedział mu pan o swych podejrzeniach?

Kazał mi wyjaśnić sprawę do końca bez względu na konsekwencje polityczne.

Chyba jednak nie wobec wszystkich służby działają z tą samą konsekwencją. Tomasz Lipiec, były minister sportu w rządzie PiS, został zatrzymany po wyborach, a nie przed.

Po zatrzymaniu byłego ministra sportu i zamknięciu pewnego etapu śledztwa mogę wreszcie przekazać opinii publicznej więcej informacji na ten temat. Zacznę od uwagi, że udało nam się w dużej mierze rozbić pewien układ stworzony przez ludzi wzajemnie się wspierających i organizujących od kilku lat różne przedsięwzięcia korupcyjne.

Nie oznacza to, że wszyscy uczestnicy tej grupy dzielili się między sobą każdą łapówką. Grupę tę rozpracowywaliśmy od wielu miesięcy, jednak przełom nastąpił w momencie pozyskania przez nas do współdziałania przedsiębiorcy, od którego kierownictwo Centralnego Ośrodka Sportu usiłowało wymusić łapówkę. Na początku lipca doszło do kontrolowanego przekazania korzyści majątkowej. Dyrektorzy COS zostali zatrzymani w pierwszym możliwym momencie, w którym funkcjonariusze CBA uzyskali potwierdzenie informacji, że pieniądze zostały przez nich przyjęte. Łapówki bowiem nie przekazywali funkcjonariusze.

Dziś mogę już powiedzieć, że te konkretnie pieniądze nie miały trafić do ówczesnego ministra sportu. W pełni potwierdzają to materiały procesowe. W wyniku tej akcji udało się nam zebrać informacje na temat funkcjonowania tej grupy. Na początku sierpnia przedstawiliśmy w prokuraturze plan śledztwa, który po zaakceptowaniu był konsekwentnie zrealizowany. Tydzień po tygodniu zatrzymywano kolejne osoby. Ostatnie zatrzymania miały miejsce 8 i 10 października. 12 października na naradzie w prokuraturze funkcjonariusze CBA wyrazili uzgodnioną wcześniej ze mną opinię, że zebrany materiał jest wystarczający do postawienia zarzutów Tomaszowi Lipcowi.

Wszystkim, którym tak łatwo przychodzi pomawianie CBA o działania przestępcze, niech pozostaną w pamięci słowa Sądu Rejonowego w Poznaniu, który uznał nasze działania w sprawie Sawickiej za „w pełni legalne”

Decyzja o postawieniu zarzutów karnych, jak również o wydaniu nakazu zatrzymania danej osoby, w związku z toczącym się śledztwem, jest wyłączną domeną prokuratury. CBA nie ma takich kompetencji. Nie jestem prokuratorem i nie jestem w stanie ocenić, jaki czas był niezbędny do przeanalizowania materiału dowodowego w tej sprawie i podjęcia decyzji o postawieniu zarzutów. Natomiast wiem, że zatrzymanie Tomasza Lipca i 15 innych osób to wielki sukces CBA i nic tego faktu nie jest w stanie zmienić.

PO nie bardzo wyobraża sobie pracę z panem. A pan wyobraża sobie współpracę z premierem Donaldem Tuskiem?

Warunkiem współpracy jest utrzymanie bardzo wysokich standardów w walce z korupcją, jakie wprowadził Jarosław Kaczyński. Można sprowadzić je do zasady, że nikt nie stoi ponad prawem, niezależnie od pozycji politycznej czy biznesowej. Jeżeli te standardy będą przestrzegane, to widzę możliwość sprawowania swojej funkcji do końca kadencji. Na pewno jednak swoim nazwiskiem nie będę firmował stanu pozorowanej lub wybiórczej walki z korupcją.

Nie może pan chyba liczyć na wsparcie opinii publicznej. Ludzie niemal codziennie słyszą, że CBA jest policją polityczną, stosuje prowokacje wobec niewinnych obywateli. Wreszcie, że jest – jak napisał ostatnio publicysta „Dziennika” Piotr Zaremba – „upartyjnioną” służbą.Zarzuty te nie mają żadnego pokrycia w faktach. Jesteśmy pierwszą służbą, która na serio zajęła się walką z korupcją na szczytach władzy. Nigdy nie interesowali nas politycy jako tacy. Swoje działania CBA kierowało wyłącznie przeciwko osobom, co do których zaistniało uzasadnione podejrzenie, że dopuściły się przestępstwa.

I nie było dla nas ważne, czy mieliśmy do czynienia z wicepremierem z ugrupowania koalicyjnego, ministrem spraw wewnętrznych, będącym wizytówką PiS, z najbogatszym człowiekiem w Polsce, traktującym urzędników państwowych i polityków jak swoje marionetki, czy posłem z opozycji. Nigdy nie stosowałem żadnego klucza partyjnego w doborze funkcjonariuszy. Uważam, że zatrudniłem znakomitych fachowców z dużym doświadczeniem w pracy w policji i służbach specjalnych.

Do pracy w CBA przyjąłem również grupę młodych, ideowych ludzi, którzy z dużym zaangażowaniem wykonują swoje zadania. To dla tej instytucji znakomity kapitał na przyszłość. Chcę wierzyć, że nie zostanie zmarnowany przez rząd Donalda Tuska.

Julia Pitera z PO, która ma zajmować się w nowym rządzie walką z korupcją, mówi, że całe CBA jest służbą zdegenerowaną.

To żenujący brak szacunku dla ludzi, którzy na co dzień realnie, a nie deklaratywnie, walczą z korupcją. Mam dość ciągłych cynicznych ataków na CBA. Paradoksalnie, jestem pewnie największym zwolennikiem powołania komisji śledczej.

Nie mam złudzeń, jaki będzie werdykt tej komisji, bo nie jestem naiwny. Znam dobrze funkcjonowanie parlamentu i wiem, że politycznie ten wyrok już zapadł. Komisja może być jednak miejscem, gdzie będę mógł przedstawić prawdę o działaniach CBA. Warunek jest jeden – komisja musi być jawna. Nie zgodzę się na dalsze manipulowanie opinią publiczną, na jakieś tajne posiedzenia, z których będą wychodzili posłowie z tajemniczymi minami i mówili: „rzeczywiście mieliśmy do czynienia z Securitate, gestapo, Stasi”. Chcę poddać się osądowi opinii publicznej i bronić swych racji. Jednocześnie składam jasną deklarację – znałem wszystkie szczegóły działań CBA i osobiście podejmowałem decyzje w najtrudniejszych sprawach. Jestem gotów ponieść wszelkie związane z tym konsekwencje, bo jestem dumny z tego, co robiliśmy. Znakiem firmowym rządu Jarosława Kaczyńskiego była walka z korupcją. Jeśli znakiem firmowym nowego rządu miałoby być niszczenie ludzi walczących z korupcją, to jestem na to przygotowany. Mam poczucie, że zadanie, które mi powierzono, realizowane jest dobrze. Od samego początku mówiłem, że moim celem jest to, aby łapówkarze wreszcie zaczęli się bać. Ten cel w dużej mierze osiągnąłem. Choć być może teraz oddychają już z ulgą.

Mariusz Kamiński jest historykiem. W latach 80. działał w podziemiu solidarnościowym. W 1993 r. był jednym z założycieli Ligi Republikańskiej. Był posłem na Sejm z AWS, potem PiS. 6 lipca 2006 r. zrezygnował z mandatu poselskiego oraz członkostwa PiS, by zostać pełnomocnikiem ds. organizacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Od 3 sierpnia 2006 r. szef CBA

Julia Pitera

PO wychodzi z założenia, że ludzie są z natury dobrzy, i jeśli państwo nie wymusza na nich nagannych zachowań, to zachowują się przyzwoicie. Filozofią PiS jest odwrotne założenie – że każdy człowiek ma drugą twarz, jak dr Jackyl i mr Hyde, i w związku z tym państwo cały czas musi mieć się na baczności. To ideologia charakterystyczna dla systemów totalitarnych.

Rz: Czy czuje się pan odpowiedzialny za porażkę PiS?

Mariusz Kamiński: Nie, w ogóle w tych kategoriach nie podchodzę do tego, co robimy.

Pozostało 99% artykułu
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny