Rz: Jeśli Jarosław Kaczyński zmieni swój styl przywództwa i przedstawi konkretną wizję tego, co chce zrobić, to pozostanie premierem i silnym przywódcą. A jeżeli tak się nie stanie, Platforma będzie miała coraz większą społeczną akceptację – tak prognozowała pani 12 miesięcy temu, w poprzednim tradycyjnym noworocznym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Zawiodła się pani na Kaczyńskim?
Wciąż go cenię, ale otacza się ludźmi zupełnie poniżej swojego poziomu. Porażające jest to, że rewolucja w majestacie prawa sprowadziła się do mieszaniny strachu i personalnej kontroli. I w momencie gdy przegrał PiS, ta rewolucja zniknęła. Nie ma po niej śladu.
Jaki z tego wniosek?
To jest wielka lekcja mówiąca o tym, że liczą się tylko zmiany instytucjonalne, a nie działania doraźne. Jarosław Kaczyński nie docenił tych instytucjonalnych zmian, przełożył je na później. I nic nie zostało. Co więcej: przy nowej potężnej roli mediów to, czego w nich akurat nie ma, jest wypychane przez ludzi z pamięci. Prezes Kaczyński, w przebłysku myśli, powiedział po przegranej, że coś, czego nie ma w mediach, nie istnieje też w pamięci społecznej. PiS nie umiał się utrwalić nie tylko w wymiarze instytucjonalnym, ale także w świadomości społecznej. Kaczyński dostrzegł też – ale nie potrafił z tego uczynić politycznego użytku – coś, co jest zupełnie nowe w naszym życiu społecznym.
A co jest nowe?