Siedziałem sobie przy kawie i rozmyślałem o losach świata. A ponieważ musiały to być z konieczności rozmyślania ponure, paliłem, studiując równocześnie ostrzeżenia na paczkach papierosów. Palenie powoduje śmierć, raka, impotencję i wreszcie, generalnie, szkodzi. Nieszczęsny los indywidualnego palacza splótł mi się ze zbiorowym nieszczęściem ludzkości i dlatego apeluję do odpowiednich czynników o dodanie jeszcze jednego napisu, jeszcze jednego mane, tekel, fares na papierosach: "Palenie powoduje ocieplenie klimatu". Przecież to oczywista prawda i dotyczy nie tylko papierosów. Palenie czegokolwiek powoduje wzrost temperatury, zarówno lokalnej, jak i globalnej. W ten sposób zwróci się uwagę osób lekkomyślnych na dwa jednocześnie problemy: szkodliwość nałogu i szkodliwość cywilizacji.
A globalnie nie jest dobrze. Grozi nam zdecydowanie apokalipsa. Można to poznać po wielkim wysypie proroków katastrofy ostatecznej. Liczba książek przepowiadających głód powszechny, susze i zatapianie kontynentów, eksplozję demograficzną, wojny nuklearne, a jak autor jest bardziej ograniczony umysłowo, to tylko zderzenie Ziemi z kometą, rośnie lawinowo.
Cynik powiedziałby, że można nareszcie na czymś zarobić. Ale przecież nie chciwość, tylko autentyczna troska o losy świata musiała spowodować, że odezwał się znów sędziwy Alvin Toffler, sławny niegdyś autor "Szoku przyszłości", człowiek o ustalonej renomie profetycznej, i przepowiedział za lat 30 – a więc już po swojej śmierci – wyczerpanie światowych zapasów ropy naftowej.
Podlasie stałoby się polskim Piemontem. Wydziedziczony przez Prusaków Jan Kulczyk zamieszkałby w wozie kempingowym. A Jan Pietrzak przeniósłby się z kabaretem do Krakowa...
Tego samego dnia, w którym "Dziennik" opublikował Apokalipsę według Tofflera, agencje doniosły o odkryciu największych na świecie złóż ropy w Brazylii. Ale Toffler niepotrzebnie się tak zabezpieczył. Przecież nikt by mu nie wypomniał fałszywego proroctwa, jak nikt (poza mną) nie szydzi sobie z raportu Klubu Rzymskiego, który niedawno tu przypomniałem.