Jest teraz niewidzialny, co jest jednocześnie zabawne i symptomatyczne – ocenia Leszek Miller, który był premierem rządu koalicji SLD – PSL. – Jest dziwnie zagubiony, jakby się czegoś bał – tak mówią z kolei o Waldemarze Pawlaku politycy Platformy. – On chyba już sam nie wie, w co gra, czy ma ostro atakować PO, czy siedzieć cicho – uważa socjolog Jarosław Flis.
[srodtytul]Obłaskawić lidera PSL[/srodtytul]
Wydawałoby się, że Pawlak, wicepremier i prezes PSL, po zderzeniu Platformy z aferą hazardową ma teraz całkiem komfortową sytuację. Został po dymisji Grzegorza Schetyny jedynym wicepremierem w rządzie. Donaldowi Tuskowi kłopoty z koalicjantem też są w tym momencie zupełnie zbędne. Lepiej więc go nadmiernie nie drażnić, ale raczej obłaskawiać.
Chyba że premier w rozgrywce ze swoim zastępcą ma jakiegoś asa w rękawie. Tuż po wyborach Tusk mamił Pawlaka wizją kolejnego premierowania, choć nie tylko jego. Scenariusz miał być taki: lider PO po zwycięskiej batalii zostaje prezydentem, a szef ludowców zasiada w fotelu premiera. Jednak już pierwsze doświadczenia w sytuacji, gdy Pawlak został sam na gospodarstwie (Tusk i Schetyna pojechali za granicę), spowodowały, że lider PSL został przez premiera pozbawiony szefowania zespołowi ds. bezpieczeństwa energetycznego. A potem liderzy PO starali się nie dopuścić do sytuacji, w której Pawlak zostaje sam w Polsce. Trudno o bardziej wyrazisty przejaw nieufności.
Tym bardziej dziwi obecna sytuacja. Po odejściu Schetyny jedynym wicepremierem i zastępcą Tuska podczas jego nieobecności został szef ludowców. I kilkakrotnie musiał zostawać już sam w kraju. Czy to tylko przejaw trudności w znalezieniu nowego wicepremiera (media spekulowały o nominacji na tę funkcję i Michała Boniego, i Jacka Rostowskiego, ale na razie nic z tego nie wynikło)? Czy też gest pod adresem Pawlaka, próba obłaskawienia koalicjanta w trudnej dla rządu sytuacji po wybuchu afery hazardowej?