Przyczajony tygrys

Waldemar Pawlak ma pamięć słonia, jest uparty, ostrożny, niemal podejrzliwy. Umie cierpliwie czekać na swój czas. Te cechy pozwoliły mu przetrwać w polskiej polityce – pisze publicystka „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 19.11.2009 00:44 Publikacja: 19.11.2009 00:32

Waldemar Pawlak

Waldemar Pawlak

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Jest teraz niewidzialny, co jest jednocześnie zabawne i symptomatyczne – ocenia Leszek Miller, który był premierem rządu koalicji SLD – PSL. – Jest dziwnie zagubiony, jakby się czegoś bał – tak mówią z kolei o Waldemarze Pawlaku politycy Platformy. – On chyba już sam nie wie, w co gra, czy ma ostro atakować PO, czy siedzieć cicho – uważa socjolog Jarosław Flis.

[srodtytul]Obłaskawić lidera PSL[/srodtytul]

Wydawałoby się, że Pawlak, wicepremier i prezes PSL, po zderzeniu Platformy z aferą hazardową ma teraz całkiem komfortową sytuację. Został po dymisji Grzegorza Schetyny jedynym wicepremierem w rządzie. Donaldowi Tuskowi kłopoty z koalicjantem też są w tym momencie zupełnie zbędne. Lepiej więc go nadmiernie nie drażnić, ale raczej obłaskawiać.

Chyba że premier w rozgrywce ze swoim zastępcą ma jakiegoś asa w rękawie. Tuż po wyborach Tusk mamił Pawlaka wizją kolejnego premierowania, choć nie tylko jego. Scenariusz miał być taki: lider PO po zwycięskiej batalii zostaje prezydentem, a szef ludowców zasiada w fotelu premiera. Jednak już pierwsze doświadczenia w sytuacji, gdy Pawlak został sam na gospodarstwie (Tusk i Schetyna pojechali za granicę), spowodowały, że lider PSL został przez premiera pozbawiony szefowania zespołowi ds. bezpieczeństwa energetycznego. A potem liderzy PO starali się nie dopuścić do sytuacji, w której Pawlak zostaje sam w Polsce. Trudno o bardziej wyrazisty przejaw nieufności.

Tym bardziej dziwi obecna sytuacja. Po odejściu Schetyny jedynym wicepremierem i zastępcą Tuska podczas jego nieobecności został szef ludowców. I kilkakrotnie musiał zostawać już sam w kraju. Czy to tylko przejaw trudności w znalezieniu nowego wicepremiera (media spekulowały o nominacji na tę funkcję i Michała Boniego, i Jacka Rostowskiego, ale na razie nic z tego nie wynikło)? Czy też gest pod adresem Pawlaka, próba obłaskawienia koalicjanta w trudnej dla rządu sytuacji po wybuchu afery hazardowej?

[wyimek]Jeśli Tusk zostanie prezydentem, wartość polityczna PSL gwałtownie spadnie. Rządowi nie będzie już zagrażać prezydenckie weto, a PO będzie w stanie wiele wymusić na koalicjancie[/wyimek]

Tusk zna Pawlaka od początku lat 90. i choć są bardzo różni, przez lata byli w dobrych, a nawet bardzo dobrych kontaktach. Doskonale wie więc, kim jest Pawlak i że tak łatwo obłaskawić się go nie da.

Gdy tworzył się rząd PO – PSL, pisałam, że mimo zewnętrznej metamorfozy, różnych doświadczeń, mimo wielu książek, które przeczytał, jest w głębi duszy tym samym Pawlakiem, jakiego pamiętamy sprzed kilkunastu lat. Upór, ostrożność granicząca z podejrzliwością i umiejętność czekania – te cechy pozostały aktualne do dziś.

Ciekawą charakterystykę Pawlaka podaje Kazimierz Kik: – On skutecznie ogrywa innych, ponieważ blefuje. Blefuje spojrzeniem, blefuje milczeniem, ciągle blefuje – mówi mi lewicowy socjolog.

Pawlak jest taki jak całe PSL. I to coraz bardziej. Zachowawczy – interesuje go utrzymanie status quo. Dotyczy to zarówno spraw wewnątrzpartyjnych, jak i sytuacji społeczno-gospodarczej. Klasycznym przykładem jest niezgoda na reformę ubezpieczeń rolniczych (KRUS).

[srodtytul]Trzy scenariusze[/srodtytul]

Pawlak ma do wyboru przynajmniej trzy scenariusze. Wszystkie są ciągle i na bieżąco analizowane przez otaczających go ludzi.

Pierwszy: blatujemy się z PO. Ten scenariusz został już przetestowany na początku trwania koalicji. Mówiono wtedy o wspólnym starcie w wyborach europarlamentarnych, a nawet o tworzeniu wspólnego ugrupowania z PSL jako wiejską odnogą Platformy. Ten wariant szybko został odrzucony. Jednym z powodów była narastająca wzajemna nieufność. Politycy PO opowiadali wtedy, że PO sprawdzała Pawlaka w różnych sytuacjach i ani razu testu lojalności nie przeszedł on pozytywnie. Bliskiej współpracy nie chcieli jednak także ludowcy hołdujący chłopskiej zasadzie, że co własne, to własne – nawet jeśli ma to oznaczać ciągłą walkę o przekroczenie progu wyborczego.

Drugi scenariusz: wychodzimy z koalicji przy pierwszej nadarzającej się okazji. I próbujemy zbierać wyborcze punkty poza nią. Albo, jeśli to dla nas korzystne, zawrzeć nową koalicję. Problem w tym, że taki wariant PSL ćwiczył już dwa razy z SLD. Z mizernym skutkiem, jeśli chodzi o uznanie u wyborców. Zrobienie tego numeru po raz trzeci może ludowców pozbawić tego, co jest ich największym kapitałem. Czyli zdolności do zawiązywania różnych koalicji, dosadnie nazywanej obrotowością. Ale ten scenariusz wśród polityków PSL ma sporo zwolenników.

I wreszcie scenariusz trzeci: dystansujemy się od rządu, a przede wszystkim PO, w sytuacjach, gdy sprzyja to naszym interesom. Trwamy w koalicji, ale zaznaczamy własną niezależność.

I – co najważniejsze – nie płacimy rachunków PO.

[srodtytul]Sygnał został wysłany[/srodtytul]

Właśnie ten trzeci scenariusz stara się przez ostatnie miesiące realizować Pawlak. Mocnym akordem w tej strategii był wywiad, jakiego latem – w szczycie sezonu ogórkowego – udzielił „Newsweekowi”. „Niezbyt wylewny w wypowiedziach”, jak mówią o nim eufemistycznie partyjni koledzy, stał się wtedy bardzo rozmowny. Na tyle, że zupełnie zaskoczył opinię publiczną. I oczywiście koalicjanta, czyli Platformę Obywatelską i premiera. Zarzucił wtedy Tuskowi m.in., że działa pod dyktando sondaży, publicznie ujawnił swoją niechęć do ministra finansów.

Wiele lat temu pod wpływem impulsu powiedział „sio” do dziennikarzy na sejmowym korytarzu. Z tego błędu jednak wyciągnął wnioski. Wywiad dla „Newsweeka” był działaniem starannie przemyślanym. Moment jego udzielenia też był nieprzypadkowy. W czasie, gdy w stolicy i polityków, i dziennikarzy jest niewielu. Było więc małe prawdopodobieństwo, że komentarze – zresztą nieliczne – wymkną się spod kontroli.

Po co Pawlakowi był tamten wywiad? Chodziło o wysłanie sygnału, że marginalizowany w rządzie wicepremier i minister gospodarki nie na wszystko się zgadza. I że może zacząć wierzgać. Obserwatorzy twierdzili jednak, że równocześnie wicepremier się czegoś obawiał. Co mogło go przestraszyć?

Gwałtownie przyspieszone wybory parlamentarne – co sam delikatnie sugerował? Raczej nie. Bardziej bał się tego, co będzie po wyborach prezydenckich. Jeśli Tusk je wygra, a bardzo wiele na to wskazuje, to wartość polityczna PSL gwałtownie spadnie. Rządowi nie będzie już zagrażać prezydenckie weto, PO będzie w stanie wiele wymusić na koalicjancie. A jeśli nie, to dla ważnych ustaw spróbuje pozyskiwać głosy z innych klubów.

Pawlak już kiedyś był w takiej sytuacji, gdy zdawało się, że jego koalicjantowi wszystko wolno. Doświadczył tego za czasów pierwszego rządu SLD

– PSL. Wówczas Sojusz, obsadzając w połowie kadencji koalicji w fotelu prezydenckim Aleksandra Kwaśniewskiego, stwierdził, że jest politycznym hegemonem. I przestał się liczyć z ludowcami, którzy ponieśli porażkę w następnych wyborach, a liczba ich posłów kilkakrotnie się zmniejszyła. To było kilkanaście lat temu, ale Pawlak pamięta. Ma pamięć niczym słoń. Nie jest to zresztą zła cecha u polityka.

[srodtytul]Nie moje małpy[/srodtytul]

Dwa ostatnie scenariusze byłyby może kiepskiej jakości, gdyby nie taktyka przyjęta przez Pawlaka – niezrażania do siebie opozycji i prezydenta. PSL, hołdując zasadzie politycznej obrotowości, stara się zachować jak najlepsze stosunki z PiS i z Lechem Kaczyńskim. Nie atakuje ich w politycznych bitwach. PiS odwdzięcza się tym samym, a prezydentowi zdarza się nawet zapraszać lidera PSL na rozmowy w cztery oczy.

Choć o jednym Waldemar Pawlak na pewno nie zapomni. Gdy PiS rządził z LPR i Samoobroną, szef PSL w 2006 roku został dość brutalnie odwołany ze stanowiska przewodniczącego Sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego. Nie chciał się zgodzić na tzw. blokowanie list w wyborach samorządowych, więc poległ.

I na pewno zapamiętał ten afront. Dlatego dzisiaj woli się uśmiechać do prezydenta niż do partii jego brata. Tym bardziej że nieco później spotkał Pawlaka drugi despekt. Ludowcy liczyli, że PiS i SLD doproszą PSL do nieformalnej koalicji w publicznych mediach. Ale się przeliczyli.

Po wybuchu afery hazardowej Pawlak i politycy jego partii stali się – jak określił to Miller – niewidoczni. Prezes zakazał swoim partyjnym kolegom występów medialnych. Sam udzielił jedynie kilku wywiadów, i to głównie prasowych. Na własnych warunkach. Taka taktyka to świetna ilustracja zasady: „nie moje małpy, nie mój cyrk”. I starej peeselowskiej strategii: nie wychylamy się, ale w ważnych momentach wchodzimy do gry.

To PSL przeforsował w Sejmie przepis, który umożliwia przesłuchanie premiera przez komisję hazardową. To PSL przeforsował zapis w rządowym projekcie ustawy hazardowej dopuszczający zakłady bukmacherskie w Internecie. Co Platformie się oczywiście nie spodobało, ale te upokorzenia musiała przełknąć.

Jedynym wicepremierem w rządzie Donalda Tuska jest nadal Waldemar Pawlak. Jego wciąż skutecznie realizowany program sprowadza się do krótkiego credo: „trwam”. A to oznacza polityczne przetrwanie za każdą cenę.

Jest teraz niewidzialny, co jest jednocześnie zabawne i symptomatyczne – ocenia Leszek Miller, który był premierem rządu koalicji SLD – PSL. – Jest dziwnie zagubiony, jakby się czegoś bał – tak mówią z kolei o Waldemarze Pawlaku politycy Platformy. – On chyba już sam nie wie, w co gra, czy ma ostro atakować PO, czy siedzieć cicho – uważa socjolog Jarosław Flis.

[srodtytul]Obłaskawić lidera PSL[/srodtytul]

Pozostało 95% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości