Farsa dla dwóch aktorów

Janusza Palikota i Jarosława Gowina, skrzydłowych Platformy, łączy chęć władzy i wzajemna niechęć

Publikacja: 06.01.2010 02:25

Farsa dla dwóch aktorów

Foto: ROL

To już ze dwa tygodnie, jak Janusz Palikot nie zbulwersował nikogo, a Jarosław Gowin nie ogłosił kolejnego testu wiarygodności dla swojej partii. Obu skrzydłowych Platformy Obywatelskiej tłumaczą tylko świąteczne ferie, ale już wkrótce będą musieli ostro zabrać się do roboty – partia czeka na podrzucenie mediom tematów do rozważań, a oni doskonale znają swe miejsce w szeregu. Obaj są Platformie potrzebni, zwłaszcza w czasach afery hazardowej i zatorów płucnych głównych świadków największych zbrodni.

[srodtytul]Gra w wiele twarzy[/srodtytul]

Dla Palikota polityka jest grą o władzę, którą podejmuje, używając wszelkich metod i propagandowej machiny na nieznaną dotychczas w Polsce skalę. To prawda, że Gowin, w końcu też nie pierwszy naiwny, jest dużo bardziej szczery i skądinąd słusznie obruszy się za zestawienie go z Palikotem. Ale nie wnikając w osobiste motywacje obu panów, trzeba powiedzieć, że obaj są rozgrywani przez Platformę Obywatelską jak klasyczni skrzydłowi. A ci są każdej dużej partii niezbędni.

Jako pierwszy grać na różnych instrumentach i używać do tego różnych twarzy nauczył się Sojusz Lewicy Demokratycznej. Od betonu był tam Miller, od wojen światopoglądowych – Sierakowska, od klękania na Jasnej Górze – Oleksy, a nad wszystkim tym czuwał tonujący nastroje liberał Kwaśniewski. Partie prawicy składały się wówczas z polityków zgadzających się ze sobą co do joty.

Dziś jest nieco inaczej. Nawet Prawo i Sprawiedliwość po wielu cięciach personalnych wciąż łączy monarchistę Artura Górskiego i feministkę Joannę Kluzik-Rostkowską. Są to jednak, przy całym szacunku, postaci o tak marginalnym znaczeniu, że nie potrafią przyciągnąć do PiS nikogo spoza grona wyznawców Kaczyńskiego.

Co innego PO, która dawną grę SLD w wiele twarzy opanowała do perfekcji. Scenariusz tej sztuki Donald Tusk nakreślił bardzo jasno – partia toleruje wszelkie wybryki, wymaga jednak bezwzględnej lojalności, zwłaszcza wobec przywódcy. Może sobie więc Palikot bajdurzyć, o czym zechce, może Gowin promować ustawę o in vitro dopóki nie przemówi Tusk, a wtedy Roma locuta, causa finita.

[srodtytul]Marzenie o centrum[/srodtytul]

I w obliczu afery hazardowej system ten działa znakomicie. Palikotowi zdarza się więc zażądać dymisji wiceministra, ale przywołany do porządku kuli ogon i przyznaje się do błędu. Inną taktykę przyjął Gowin, który zapewne nigdy nie zgodziłby się odegrać roli pozbawionych zahamowań platformerskich członków komisji śledczej. On woli ogłaszać pełne dramatyzmu apele o „pełne wyjaśnienie afery”, grzmieć, że sposób załatwienia tej sprawy jest testem wiarygodności PO i Tuska, powoływać kolejne komisje etyczne. Po czym milknie.

Cóż ma bowiem powiedzieć, gdy widać, że Tusk okazał się pojętnym uczniem Leszka Millera i postanowił ukręcić łeb nie tyle aferom w PO, ile tym, którzy je ujawniają. Banalną tę prawdę powtarzają już wszyscy – od Tomasza Nałęcza i „Gazety Wyborczej” po ważniejszych blogerów, ale nie chce dostrzec jej przenikliwy zwykle Gowin. Być może rozumie on, że to Palikot, choć bardziej ekscentryczny i – co usiłują wmówić publiczności liderzy PO – niesforny, jest paradoksalnie znacznie bliższy wyborcom, a zwłaszcza działaczom PO niż on, Gowin. Partia ta wszak długo budowała swój wizerunek jako anty-PiS, a któż Kaczyńskich nienawidzi bardziej niż Palikot? W tej, kluczowej do zdobycia serc zwolenników partii Tuska, konkurencji Gowin zajmuje ostatnie miejsce. I chciałby to jakoś zmienić.

Nie oznacza to oczywiście całkowitej marginalizacji – duża partia musi wszak dbać też o elektorat niepodzielający palikotowej predylekcji do gumo- wych penisów czy świńskich ryjów, o wyborców, których przywiązanie do Kościoła wykracza poza wynajmowanie od zakonników refektarza na swe przyjęcie weselne. Do nich wszystkich uśmiecha się ciepło doktor Gowin, rektor wyższej uczelni im. księdza Tischnera, ceniony panelista kościelnych dysput. Tylko czy to mu wystarczy, by przejść ze skrzydła do centrum?

Bo droga ta marzy się obu panom. Palikot obiecał nawet, że jako wiceprzewodniczący Klubu PO powściągnie swój język, bo wie, że gra o stawkę tak dużą jak jego ambicje, a te najlepiej oddaje powtarzany przez niego każdemu dziennikarzowi wynik badań opinii publicznej, w których Palikot jest drugim, po Tusku, najbardziej znanym politykiem PO.

[srodtytul]Moralista kontra błazen[/srodtytul]

Gowin tymczasem nie wygrał nawet z Komorowskim batalii o przywództwo grupy platformerskich konserwatystów. I nieważne, że Bronisławowi Komorowskiemu z konserwatyzmu pozostała jedynie piątka dzieci i wąsy, a dziś jest najbliższym sojusznikiem Palikota – dość, że pozycja Gowina w partii jest na tyle słaba, że nawet daleki od konserwatyzmu marszałek Sejmu jej zagraża. Gowin – ulubieniec dziennikarzy – skutecznie zraża wielu prowincjonalnych posłów podkreślaniem swej moralnej wyższości. Niepomny tego on również chętnie wyszedłby ze skrzydła, zajaśniał w centrum swej partii, wybiłby się na niepodległość. Stąd rozważany pomysł kandydowania na prezydenta Krakowa.

I Palikot, i Gowin, mimo krótkiego stażu w polityce, przebyli już daleką drogę. Pierwszy zaczynał jako subtelny smakosz życia, intelektualista i biznesmen. Drugi był ucieleśnieniem PO – PiS, przypadkiem zaplątanym w politykę. Obaj stanęli na skrzydłach Platformy i obaj postanowili ruszyć po władzę.

Bo to, co w tej starannie reżyserowanej sztuce o politycznych skrzydłowych jest autentyczne, to właśnie chęć władzy. I autentyczna wzajemna niechęć.

To już ze dwa tygodnie, jak Janusz Palikot nie zbulwersował nikogo, a Jarosław Gowin nie ogłosił kolejnego testu wiarygodności dla swojej partii. Obu skrzydłowych Platformy Obywatelskiej tłumaczą tylko świąteczne ferie, ale już wkrótce będą musieli ostro zabrać się do roboty – partia czeka na podrzucenie mediom tematów do rozważań, a oni doskonale znają swe miejsce w szeregu. Obaj są Platformie potrzebni, zwłaszcza w czasach afery hazardowej i zatorów płucnych głównych świadków największych zbrodni.

Pozostało 91% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości