Jak doszło do burzy, której mało kto się spodziewał? Jak piszą autorzy, w latach 90. „przyjęto milcząco po obu stronach dialogu pewne założenia. Polacy mieli wybaczyć Niemcom sprawy wojny, Niemcy mieli pomóc Polakom w integracji z Zachodem (...) Po spełnieniu politycznego celu, jakim było rozszerzenie Unii, dialog polsko-niemiecki zawisł jednak w próżni. Rosło rozczarowanie związane z niespełnionymi oczekiwaniami po obu stronach. Miała to być przyjaźń, wyszedł natomiast jedynie związek z rozsądku, w którym co rusz do głosu dochodziły emocje”.

Wóycicki i Czachur wskazują, że z jednej strony wyczerpał się i zbanalizował dawny język „cudu pojednania”, a z drugiej doszło do odreagowania zbyt dużej ilości lukru we wzajemnych relacjach. Zdzisław Krasnodębski czy Mariusz Muszyński, czyli „nieprzejednani” – jak określają ich autorzy – malowali jednak tematy tabu we wzajemnych relacjach zbyt ostrą kreską, co wywoływało protesty tych, którzy zastygli w świętowaniu kolejnych rocznic pojednania.

Czy skazani więc jesteśmy na wybór między duserami a wypominaniem butnym Teutonom nieprzyjemnej prawdy o ich zadufaniu? Wóycicki i Czachur proponują, aby unikać zbędnej tromtadracji tam, gdzie to jest konieczne, ale też twierdzą, że powinniśmy wymagać od Niemców poszanowania dla polskiej wrażliwości historycznej. Próbują definiować, czego powinniśmy oczekiwać od Niemców w Brukseli, czego w gospodarce, w polityce bezpieczeństwa, w polityce wschodniej i wreszcie – czego Niemcy powinni się uczyć z polskiej historii.

Nie we wszystkim z autorami się zgadzam. Bywają w swoich sądach obcesowi wobec przeciwników. Ale nareszcie dostaliśmy książkę, która zauważa kryzys w dialogu polsko-niemieckim. Dla polityków lektura obowiązkowa.