Ścigajmy także czerwonych zbrodniarzy

Każdy człowiek, który przelał niewinną krew w imieniu zbrodniczej ideologii, powinien być ukarany. To, czy reprezentował ideologię brunatną czy czerwoną, nie ma znaczenia – twierdzi słynny łowca nazistów w rozmowie z Piotrem Zychowiczem

Aktualizacja: 12.07.2010 01:10 Publikacja: 12.07.2010 01:09

Ścigajmy także czerwonych zbrodniarzy

Foto: Fotorzepa

[b]Rz: Czy nie porwał się pan na coś niewykonalnego? Trudno chyba wygrać wojnę z czasem.[/b]

[b]Efraim Zuroff:[/b] Czasami rzeczywiście dopada mnie zwątpienie. Na przykład gdy któryś z tropionych przeze mnie zbrodniarzy umrze w samym środku śledztwa, kiedy właśnie zdobyłem obciążające go dowody, albo nawet na sali sądowej. Wojna, którą prowadzę, rzeczywiście może się wydawać beznadziejna. Ale to, co dodaje mi sił, to myśl o ofiarach nazistów. Robię to dla nich. Uważam, że jesteśmy im to winni.[wyimek]Nigdy nie kupiłbym volkswagena ani audi, nie pojechałbym na wakacje do Niemiec czy do Austrii. Ta niechęć to część mojego DNA[/wyimek]

[b]Ale czy 65 lat po zakończeniu II wojny światowej ściganie niemieckich zbrodniarzy ma sens? Udowodnienie im czegokolwiek jest chyba niezwykle trudne.[/b]

Największego problemu nie stanowi wcale wytropienie tych zbrodniarzy czy znalezienie przeciwko nim dowodów. Jeżeli oni dożyli do dziś, to znaczy, że dożyli także świadkowie. Największy problem, największą przeszkodę stanowią rządy państw, na terenie których mieszkają. Często wydawało mi się, że mam już drania na widelcu, że już mi się nie wymknie, ale rozbijałem się o mur oporu ze strony władz, które nie miały najmniejszej chęci do wytoczenia mu procesu.

[b]Niemcy?[/b]

Gwoli sprawiedliwości muszę podkreślić, że w ostatnich kilku latach sytuacja w Niemczech znacznie się poprawiła. Niemcy ze mną współpracują, są bardziej energiczni w tropieniu ostatnich zbrodniarzy wojennych. Natomiast nadal fatalnie jest w Austrii. Jak kiedyś powiedziałem, wzbudzając w Wiedniu oburzenie, Austria jest rajem dla nazistów. Tam od kilkudziesięciu lat nie wytoczono im żadnego procesu.

[b]Austriacy lubią się określać „pierwszą ofiarą Hitlera”.[/b]

Dobre sobie! Wystarczy sięgnąć po filmy nakręcone w 1938 roku podczas Anschlussu, aby zobaczyć nieprzebrane tłumy wiwatujące na cześć wkraczającego Wehrmachtu. Choć Austriacy kreowali się na tych „dobrych Niemców”, procent obywateli biorących udział w nazistowskich zbrodniach był wśród nich większy niż wśród Niemców z Rzeszy. Do dziś w Austrii istnieje silne lobby o antysemickich i neonazistowskich przekonaniach. To pod ich wpływem politycy torpedują próby osądzenia zbrodniarzy z czasów wojny.

[b]Wróćmy do Niemiec. Powiedział pan, że sytuacja poprawiła się tam kilka lat temu. Dlaczego dopiero teraz?[/b]

Gdyby Niemcy w 1949 roku – gdy przejęli system sądowniczy z rąk okupujących ich terytorium aliantów – chcieli osądzić wszystkich swoich obywateli zaangażowanych w zbrodnie Trzeciej Rzeszy, musieliby wsadzić do paki 10, a może nawet 15 procent populacji kraju. Oczywiście było to niemożliwe. Rozliczanie zbrodniarzy ograniczono więc do głośnych nazwisk, do wyższych oficerów. Morderców, katów zostawiono w spokoju, bo było ich po prostu za dużo. Co się dziś zmieniło? To proste. W roku 2010 sprawców jest już niewielu i teraz można ich pociągnąć do odpowiedzialności.

[b]Czyli Niemcy poczekali pół wieku i pozwolili, by niemal wszyscy zbrodniarze spokojnie umarli. A teraz ścigają tych, którzy mieli to „nieszczęście”, że żyją do dziś.[/b]

Dokładnie. Nie mam wątpliwości, że ludzie, których udało się ostatnio postawić w Niemczech przed sądem, w latach 40., 50. czy 60. nigdy nie zostaliby osądzeni. Trwa proces Demjaniuka, niedawno skazano SS-mana Heinricha Boere’a. Kolejni czekają w kolejce. Oczywiście można powiedzieć, że Niemcy zbyt późno pozwolili na procesy takich ludzi. Ale lepiej późno niż wcale.

[b]Pańska największa porażka?[/b]

To sprawa dr. Ariberta Heima. Lekarza-mordercy z obozu Mauthausen, który wycinał ludziom organy bez znieczulenia. Opowiem panu o nim. Pewnego mężczyznę, który przyszedł do niego z chorą nogą, wykastrował i obciął mu głowę. Później tę głowę ugotował, obrał ze skóry i postawił czaszkę na biurku jako dekorację. Powiedział, że spodobały mu się jego zęby... Właśnie za takim człowiekiem rzuciłem się w pościg.

[b]Gdzie się ukrywał?[/b]

Tego nikt na pewno nie wie. Były plotki, że żył i umarł w Egipcie. Tam nie mógłbym go szukać. Bo po pierwsze nie mógłbym się tam dostać, a po drugie tamtejsze władze na pewno nie chciałyby ze mną współpracować. Gdy zbrodniarz ukrywa się w kraju arabskim, jest poza moim zasięgiem. Heim jednak, podobnie jak wielu innych mu podobnych, ukrył się zapewne w Ameryce Południowej. Tamtejsze kraje po wojnie chętnie przyjmowały „niemieckich specjalistów”, nie zadając im niewygodnych pytań. Właśnie w Ameryce natrafiłem na jego trop. Prowadził mnie przez Chile, Brazylię, Argentynę i Urugwaj. Czasami wydawało mi się, że jestem już o krok, ale zawsze mi się wymykał. Tropy się urywały.

[b]Może pański wróg numer jeden naprawdę nie żyje?[/b]

Może nie żyje, tego nikt nie wie. Ale proszę go nie nazywać „moim wrogiem”. To, co robię, nie ma charakteru osobistego. Gdyby tak było, ściganie zbrodniarzy szybko stałoby się moją obsesją. Nie robiłbym nic innego, moje życie osobiste byłoby zrujnowane. Tymczasem mam wspaniałą żonę, czwórkę dzieci, szóstkę wnuków i nadzieję na więcej. To, co robię, traktuję jak pracę. Mam określone zadanie: doprowadzić morderców przed wymiar sprawiedliwości. To nie jest walka Efraima Zuroffa z siłami zła. To coś o wiele poważniejszego. Chodzi o zadośćuczynienie ofiarom nazistów.

[b]Często jednak atakowano pana osobiście.[/b]

I co z tego? Rzeczywiście nazywano mnie „brudnym Żydem”, mówiono, że jestem owładnięty demonem zemsty. W Chorwacji wyznaczono nawet cenę za moją głowę – 25 tysięcy dolarów. Uważam to jednak za przykry, ale nieodzowny produkt uboczny mojej pracy. Trudno, żebym wzbudzał sympatię ludzi, których ścigam, i ich zwolenników. Im bardziej mnie nienawidzą, tym bardziej czuję, że jestem skuteczny.

[b]Pański największy sukces?[/b]

Niewątpliwie sprawa Dinko Sakicia. Człowieka, którego udało się wytropić w Argentynie, sprowadzić do Chorwacji i osądzić. Sakić był komendantem obozu koncentracyjnego w Jasenovacu. Najstraszniejszej tego typu placówki na Bałkanach. Zginęło w niej co najmniej 90 tys. cywilów, a według źródeł serbskich znacznie więcej. Sakić był wyjątkowo zatwardziałym zbrodniarzem. Nigdy nie wyraził najmniejszej skruchy. Wprost przeciwnie, był z siebie dumny. Jedyne, czego żałował, to to, że nie pozwolono mu „dokończyć roboty”.

[b]Ten proces był dla Chorwatów szokiem?[/b]

O tak, zmienił ich postrzeganie II wojny światowej. O makabrycznych zbrodniach popełnianych w tym obozie zrobiło się naprawdę głośno. W dniu ogłoszenia wyroku, to było w roku 1999, byłem w sądzie. Co tam się działo! Połowę sali zajęli jego zwolennicy, drugą połowę przeciwnicy. Przepychanki, wrzaski. Nagle jakiś człowiek zatrzymał mnie w korytarzu i powiedział: „Mam panu do powiedzenia tylko jedno słowo. Dziękuję”. Okazało się, że to był brat człowieka, którego Sakić własnoręcznie zamordował. To właśnie takie rzeczy dają mi motywację do dalszej pracy.

[b]Podczas trwającego procesu Demjaniuka telewizje całego świata pokazywały oskarżonego: starego, chorego człowieka, który wydawał się nie rozumieć, o co chodzi. Mam wrażenie, że wzbudzało to w ludziach współczucie.[/b]

Wszystkim, którzy się wzruszali na widok tego „biednego dziadka”, przypominam, że upływ czasu nie zmniejsza odpowiedzialności za popełnione mordy. Każda ofiara narodowych socjalistów zasługuje zaś na to, żeby jej morderca został odnaleziony i osądzony. Większość z tych drani już dawno nie żyje. Upiekło im się. Potomni zawiedli ofiary. Spróbujmy więc naprawić ten błąd choć w niewielkim stopniu i osądźmy tych nielicznych zbrodniarzy, którzy do dziś są wśród nas.

[b]Demjaniuk był tylko trybikiem w machinie zagłady.[/b]

Ale bez tysięcy takich trybików Zagłada nie miałaby miejsca. Gdyby bowiem uznać za uzasadnione wyjaśnienie „ja tylko wykonywałem rozkazy”, to po przejściu przez całą drabinę hierarchii Trzeciej Rzeszy zostałby nam tylko jeden zbrodniarz.

[b]Na całym świecie uruchomił pan operację „Ostatnia szansa”. Ludzie przekazują panu informacje na temat znanych im morderców wojennych. Jakie efekty operacja przyniosła w Polsce?[/b]

Niecałych 30 podejrzanych, zaledwie jedna sprawa skończyła się w sądzie. To byli głównie szmalcownicy, choć pojawiły się też oskarżenia o zabicie Żydów w celach rabunkowych. Muszę jednak podkreślić, że różnica między Polską a, na przykład, Litwą czy Chorwacją jest gigantyczna. Nie powstał u was kolaboracyjny rząd, nie powstały jednostki pomagające Niemcom w ostatecznym rozwiązaniu. Tę różnicę widzimy.

[b]W Polsce toczy się spór, czy warto stawiać przed sądem sprawców zbrodni komunistycznych...[/b]

Nie ma wątpliwości, że tak! Mam dla Polaków jedną radę: ścigajcie komunistów wszelkimi dostępnymi środkami. Jeżeli popełnili zbrodnie, powinni za nie odpowiedzieć. Każdy człowiek, który przelał niewinną krew w imieniu zbrodniczej ideologii, powinien być ukarany. Nieważny jest jego wiek, pozycja społeczna ani ile czasu upłynęło od morderstwa. Ci ludzie powinni zostać rozliczeni. To kwestia elementarnej sprawiedliwości i zadośćuczynienia ofiarom. To, czy reprezentowali ideologię brunatną czy czerwoną, nie ma znaczenia. Mówię to z całą odpowiedzialnością, choć – jak pan się pewnie domyśla – uważam, że Holokaust był wydarzeniem unikalnym i nie wolno go z niczym porównywać.

[b]Niemiecka drużyna zajęła trzecie miejsce na mistrzostwach świata w piłce nożnej. Kibicował pan jej?[/b]

Choć znałem kiedyś pewnego Żyda, który – jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało – był zapalonym fanem Bayernu Monachium, w moim przypadku byłoby to nie do pomyślenia. Oczywiście w ostatnich latach zobaczyłem, że są również „dobrzy Niemcy”, poznałem i polubiłem wielu z nich. Ale mimo to jestem już chyba za stary, żeby się zmienić. Nie kibicowałem, nie kibicuję ani nie będę kibicował niemieckiej drużynie piłkarskiej. Nigdy nie kupiłbym volkswagena ani audi, nie pojechałbym na wakacje do Niemiec czy do Austrii. Ta niechęć to część mojego DNA.

[ramka]efraim Zuroff

Kieruje izraelskim Centrum Szymona Wiesenthala i – podobnie jak jego słynny poprzednik – tropi na całym świecie niemieckich zbrodniarzy wojennych. Zajmuje się tym od 30 lat. W tym czasie udało mu się doprowadzić przed oblicze wymiaru sprawiedliwości wielu morderców. Znany jest z ostrych wypowiedzi i niestandardowych metod działania. Jest jednym z najbardziej znienawidzonych ludzi w Austrii i Chorwacji. Dużą popularnością cieszy się natomiast w Serbii. To właśnie Serbowie dwa lata temu zgłosili jego nominację do Pokojowej Nagrody Nobla. Efraim Zuroff urodził się w 1948 roku w Nowym Jorku. Z wykształcenia jest historykiem. W Polsce właśnie ukazała się jego autobiografia.[/ramka]

[b]Rz: Czy nie porwał się pan na coś niewykonalnego? Trudno chyba wygrać wojnę z czasem.[/b]

[b]Efraim Zuroff:[/b] Czasami rzeczywiście dopada mnie zwątpienie. Na przykład gdy któryś z tropionych przeze mnie zbrodniarzy umrze w samym środku śledztwa, kiedy właśnie zdobyłem obciążające go dowody, albo nawet na sali sądowej. Wojna, którą prowadzę, rzeczywiście może się wydawać beznadziejna. Ale to, co dodaje mi sił, to myśl o ofiarach nazistów. Robię to dla nich. Uważam, że jesteśmy im to winni.[wyimek]Nigdy nie kupiłbym volkswagena ani audi, nie pojechałbym na wakacje do Niemiec czy do Austrii. Ta niechęć to część mojego DNA[/wyimek]

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości