[b]Rz: Czy nie porwał się pan na coś niewykonalnego? Trudno chyba wygrać wojnę z czasem.[/b]
[b]Efraim Zuroff:[/b] Czasami rzeczywiście dopada mnie zwątpienie. Na przykład gdy któryś z tropionych przeze mnie zbrodniarzy umrze w samym środku śledztwa, kiedy właśnie zdobyłem obciążające go dowody, albo nawet na sali sądowej. Wojna, którą prowadzę, rzeczywiście może się wydawać beznadziejna. Ale to, co dodaje mi sił, to myśl o ofiarach nazistów. Robię to dla nich. Uważam, że jesteśmy im to winni.[wyimek]Nigdy nie kupiłbym volkswagena ani audi, nie pojechałbym na wakacje do Niemiec czy do Austrii. Ta niechęć to część mojego DNA[/wyimek]
[b]Ale czy 65 lat po zakończeniu II wojny światowej ściganie niemieckich zbrodniarzy ma sens? Udowodnienie im czegokolwiek jest chyba niezwykle trudne.[/b]
Największego problemu nie stanowi wcale wytropienie tych zbrodniarzy czy znalezienie przeciwko nim dowodów. Jeżeli oni dożyli do dziś, to znaczy, że dożyli także świadkowie. Największy problem, największą przeszkodę stanowią rządy państw, na terenie których mieszkają. Często wydawało mi się, że mam już drania na widelcu, że już mi się nie wymknie, ale rozbijałem się o mur oporu ze strony władz, które nie miały najmniejszej chęci do wytoczenia mu procesu.
[b]Niemcy?[/b]