Kościół nie wspierał żadnej partii

Episkopat w tegorocznej kampanii prezydenckiej uczynił wszystko, aby zachować pozycję niezależną od podziałów politycznych – pisze redaktor naczelny KAI

Publikacja: 16.07.2010 01:27

Kościół nie wspierał żadnej partii

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

Red

Zarzut popełnienia „grzechu prawdziwie ciężkiego, jeśli nie śmiertelnego” stawia Kościołowi w Polsce Tomasz Wołek w tekście „Czwarta klęska prezesa” („Rzeczpospolita”, 9 lipca). Polegać on miałby na opowiedzeniu się w trakcie kampanii prezydenckiej po stronie jednego z kandydatów – Jarosława Kaczyńskiego.

Publicysta konstatuje, że „będąca jawnym zaprzeczeniem samej istoty chrześcijaństwa aktywność tak znaczącej części kleru katolickiego stanowi krok milowy ku zbiorowemu samozatraceniu, jakie Kościół instytucjonalny, z wolna, choć nieuchronnie, sobie gotuje”.

Postawę Kościoła w czasie kampanii uznaje za „nachalną, prymitywną agitację, pełne jadu i nienawiści homilie, straszenie grzechem ciężkim, nazywanie niechcianego kandydata szatanem”. Tekst ten współgra z tezą, jaką wcześniej sformułował szef sztabu Bronisława Komorowskiego Sławomir Nowak, który oświadczył, że „Kościół popełnił duży błąd, przekraczając granice zaangażowania politycznego”.

[srodtytul]Umiarkowani biskupi[/srodtytul]

Pełen dobrej woli czytelnik, słysząc te słowa, powinien gorzko zapłakać nad losem Kościoła, który zapomniał o uniwersalizmie swej misji, a owczarnię postrzega dziś wyłącznie w szeregach PiS. Pytanie tylko, czy taki obraz Kościoła jest zgodny z prawdą? Fakty zdają się temu przeczyć.

Śledząc postawę Kościoła – a przede wszystkim episkopatu – można udowodnić, że pasterze Kościoła podczas tegorocznej kampanii zachowywali się ze znacznie większą dozą dystansu niż w trakcie poprzednich. Najlepszy dowód stanowi ogłoszony 19 czerwca komunikat z obrad Konferencji Episkopatu w Olsztynie, gdzie dyskutowano m.in. o wyborach. Pada w nim tylko jedno lakoniczne zdanie: „w związku z wyborami prezydenckimi pasterze Kościoła przypominają o odpowiedzialności za Polskę, która powinna się wyrazić m.in. przez udział w wyborach”.

Postawa ta jest bardziej powściągliwa niż w poprzednich kampaniach wyborczych, także od stanowisk wyrażanych w podobnych sytuacjach przez inne konferencje biskupie w Europie. Regułą jest, że Kościół przed wyborami po pierwsze przypomina o odpowiedzialności wyrażającej się w głosowaniu, a po drugie apeluje do sumień o oddanie głosu na kandydatów, którzy służą określonym wartościom.

Równie umiarkowanie zachowywali się biskupi w tygodniach poprzedzających wybory. Charakterystyczne jest, że nie została wykorzystana na rzecz kampanii – a zbiegająca się z nią w czasie – uroczystość Bożego Ciała, 3 czerwca. W poprzednich latach społeczny wymiar tej uroczystości stwarzał okazję do wypowiadania się na aktualne tematy publiczne, politycznych nie wyłączając. W tym roku w homiliach biskupi wzywali do jedności, apelowali o pomoc powodzianom oraz przypominali o dobiegającym końca Roku Kapłańskim. Odniesienia do wyborów były okazjonalne.

[srodtytul]Kulą w płot[/srodtytul]

Tomasz Wołek oskarża biskupów o „prymitywną agitację i pełne jadu i nienawiści homilie”. Oskarżenia te kieruje personalnie do abp. Józefa Michalika, bp. Antoniego Dydycza czy bp. Kazimierza Ryczana. Trafia „kulą w płot”. Biskupi ci nic takiego w kampanii nie mówili. Wystarczy zajrzeć do tekstów ich kazań.

Przewodniczący episkopatu, mówiąc o wyborach, stwierdził: „domagam się od moich rodaków, żeby w tych i we wszystkich wyborach, nie tylko żeby głosowali – żeby wybierali grupę i człowieka kierującego się sumieniem”. Dodał, że „jeżeli naród nie będzie miał przywódców, którzy potrafią bronić prawa natury, prawa Bożego, prawa narodu do własnej historii, jeżeli nie będzie miał przywódców mądrych, którzy mądrze potrafią nowoczesność łączyć z historią, z tradycją, nie rozwinie się nigdy” – podkreślił.

A fakt, że w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” ujawnił, iż zamierza oddać głos na kandydata bezkompromisowo broniącego życia, co mogło wskazywać na Marka Jurka, potwierdza istnienie w łonie episkopatu znacznie większego pluralizmu poglądów, daleko wykraczającego ponad proste poparcie dla PiS.

Inny biskup wskazany palcem przez Wołka, Antoni Dydycz, wprawdzie wydał specjalny komunikat do wiernych w okresie między pierwszą a drugą turą wyborów, ale w zupełnie innym tonie, niż sugeruje publicysta w „Rzeczpospolitej”. Najpierw zaapelował o udział, bolejąc nad niską frekwencją w pierwszej turze, a następnie zachęcił do modlitwy o światło Ducha Świętego.

Z kolei bp Kazimierz Ryczan na temat wyborów zabrał głos w liście pasterskim poświęconym postaci ks. Jerzego Popiełuszki, z 18 czerwca. Zawarł tam modlitwę, aby „w dniu wyborów prezydenta Rzeczypospolitej Polacy zrozumieli, iż zło należy dobrem zwyciężać”.

[srodtytul]Na obie strony[/srodtytul]

Jeśli chodzi o różnice zdań wśród biskupów – do czego w kwestiach politycznych mają prawo – to zostały ujawnione dopiero po ogłoszeniu wyników wyborów, o czym świadczą m.in. komentarze dla KAI. Przypomnijmy chociażby entuzjazm prymasa-seniora Henryka Muszyńskiego oraz pełną obaw wobec możliwości monopolu władzy PO, wypowiedź abp. Sławoja Leszka Głódzia. W trakcie kampanii nie mówili o tym publicznie.

Biskupi rzadko też udzielali audiencji kandydatom, a jeśli, to pokazując otwartość na obie strony. Kard. Stanisław Dziwisz 17 czerwca przyjął Bronisława Komorowskiego, a 3 lipca Jarosława Kaczyńskiego.

Wrażenie, że Kościół popiera jednego z kandydatów, mogła sprawić akcja pozyskiwania podpisów pod listami wyborczymi. Komitet Kaczyńskiego zbierał je w bezpośredniej bliskości kościołów. Była to decyzja sztabu Kaczyńskiego, nie uzgadniana na szczeblu episkopatu. Przeciwko tej akcji protestowali niektórzy biskupi, najostrzej abp Józef Życiński.

Istotny problem, mający odniesienia do kampanii wyborczej, stworzył komunikat Rady Episkopatu ds. Rodziny, ogłoszony 19 maja. Jest w nim mowa, że „ci, którzy je zabijają [dziecko poczęte – przyp. red.], i ci, którzy czynnie uczestniczą w zabijaniu bądź ustanawiają prawa przeciwko życiu poczętemu, a takim jest życie dziecka w stanie embrionalnym, w ogromnym procencie niszczone w procedurze in vitro, stają w jawnej sprzeczności z nauczaniem Kościoła katolickiego i nie mogą przystępować do komunii świętej, dopóki nie zmienią swojej postawy”.

Stanowisko to było interpretowane przez niektórych duchownych w ten sposób, że głosowanie na Komorowskiego, który deklarował swoje poparcie dla in vitro, choć obwarowane różnymi zastrzeżeniami, może mieć znamiona grzechu. Takie uproszczenie zostało jednak uznane za niebezpieczne przez episkopat, który zredefiniował tę kwestię. W komunikacie z 352. zebrania plenarnego w Olsztynie została podtrzymana jednoznacznie negatywna ocena zapłodnienia pozaustrojowego i związanego z nią zagrożenia grzechem ciężkim, jednak wycofane zostały słowa odnoszące się do polityków. Spowodowało to nawet krytykę episkopatu w niektórych środowiskach katolickich. Kościół nauczał jednak zawsze, że moralna ocena polityka (tak jak i każdego człowieka) winna mieć charakter indywidualny i uwzględniać wiele elementów, których nie można podciągnąć pod jeden prosty mianownik.

Niezależnie od tych problemów, niczym nieuprawniona jest teza – stawiana przez niektórych polityków PO – o rzekomym poparciu Kościoła tylko dla jednej strony. Episkopat w tegorocznej kampanii prezydenckiej uczynił wszystko, aby zachować pozycję niezależną od podziałów politycznych, zgodnie z konkordatową zasadą autonomii sfery religijnej i politycznej. A fakt, że wśród 26-tysięcznej rzeszy polskich duchownych zdarzali się i tacy, którzy wyszli przed szereg, nie może burzyć generalnej oceny linii Kościoła w Polsce.

[i]Autor jest dziennikarzem i działaczem katolickim, redaktorem naczelnym Katolickiej Agencji Informacyjnej[/i]

[ramka]Pisał w opiniach

Tomasz Wołek [link=http://www.rp.pl/artykul/505584.html]Czwarta klęska prezesa[/link] 8 lipca 2010[/ramka]

Zarzut popełnienia „grzechu prawdziwie ciężkiego, jeśli nie śmiertelnego” stawia Kościołowi w Polsce Tomasz Wołek w tekście „Czwarta klęska prezesa” („Rzeczpospolita”, 9 lipca). Polegać on miałby na opowiedzeniu się w trakcie kampanii prezydenckiej po stronie jednego z kandydatów – Jarosława Kaczyńskiego.

Publicysta konstatuje, że „będąca jawnym zaprzeczeniem samej istoty chrześcijaństwa aktywność tak znaczącej części kleru katolickiego stanowi krok milowy ku zbiorowemu samozatraceniu, jakie Kościół instytucjonalny, z wolna, choć nieuchronnie, sobie gotuje”.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości