Dotykanie dziecka przez rodziców w miejsca intymne można nazwać czułą miłością, bicie po twarzy uczeniem pokory, a zamykanie w komórce ochroną przez złym światem... Taki poziom debaty w tekście „Ustawa przeciw rodzinie” opublikowanym w „Rzeczpospolitej” zaproponował prof. Michał Wojciechowski, biblista, etyk, i – jak mniemamy – także zatroskany rodzic, krytykując ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, która od 1 sierpnia weszła w życie.
By nie być gołosłownymi, oto próbka jego hermeneutycznych umiejętności: „(...) zaprowadzenie malucha siłą do domu, nie mówiąc już o klapsie, narusza jego nietykalność cielesną. Zabranie podpitej nastolatki z dyskoteki – wolność seksualną (...) Skarcenie małolata za głupotę może być uznane za naruszenie godności, a pozbawienie kieszonkowego albo rezygnacja z kupna komputera za źródło moralnego cierpienia”.
[srodtytul]Bez logicznego związku[/srodtytul]
Kiedy czyta się takie teksty, pisane ze śmiertelną powagą, ręce same opadają. I nie warto byłoby kruszyć o niego kopii, gdyby nie fakt, że artykuł ukazał się w ważnej gazecie codziennej, a autor swoje poglądy na temat rodziny wspiera tytułem profesora nauk biblijnych i speca od etyki chrześcijańskiej.
[wyimek]Wrogiem ustawodawcy nie jest rodzina, o czym chce nas przekonać biblista Michał Wojciechowski, ale przemoc, która zawsze jest złem[/wyimek]