Reklama

Poprawność językowa języka polskiego w nauce

Błędnie nazwana problematyka badawcza zostaje dość szybko przez jej zwolenników określona jako nowa dziedzina badań. Wywołuje ona tym samym jałowe, niesłużące nauce spory – pisze socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego

Publikacja: 23.02.2011 00:40

Poprawność językowa języka polskiego w nauce

Foto: Fotorzepa

Red

Podzielam troskę Teresy Stylińskiej o stan języka polskiego („Śmietnik polski", „Rz" z 21 lutego 2011). Dbałość o język ojczysty jest nie tylko wyrazem poszanowania naszego wspólnego dziedzictwa, ale także dążeniem do wzajemnego rozumienia się. Tworząc obce zasadom języka polskiego wyrażenia lub przywłaszczając bezkrytycznie słowa obcojęzyczne, stajemy się coraz bardziej niezrozumiali dla innych.

Wiele takich przykładów podaje Teresa Stylińska w swoim artykule, zwracając szczególną uwagę na zaniedbania w tym względzie „ludzi pióra, mikrofonu i kamery". Chciałbym do tej grupy osób szczególnie odpowiedzialnych za stan języka polskiego dołączyć ludzi nauki.

Wydaje się, że nauka powinna w kontaktach ze społeczeństwem posługiwać się – na tyle, na ile to możliwe – jasnym i zrozumiałym językiem. Takim też językiem powinna opisywać obszary swoich badań i nazywać stosowane metody badawcze. Niestety, część przedstawicieli świata nauki ulega pokusie, by w używanym języku być bardziej oryginalna od innych, bardziej przywiązana do wzorców zachodnich, a przez to – w swoim mniemaniu – poważniejsza.

Ktoś taki, zamiast powiedzieć, że wykonał badania ankietowe, powie o „badaniach surveyowych". Przedstawiciel innej dyscypliny naukowej coraz częściej powie, że zajmuje się „zarządzaniem miękkim", a koledzy jego „zarządzaniem twardym". I zwykle wyrażenia te nie będą nawet ujęte w cudzysłów, tak jak w tytule książki Jolanty Szaban „Miękkie zarządzanie. Ze współczesnych problemów zarządzania ludźmi".

O ile eliminowanie z języka codziennego pewnych błędów jest nieraz skuteczne, o tyle w nauce jest to znacznie trudniejsze. Naukowiec bowiem jest gotów szybko podjąć się takiego zdefiniowania używanego przez siebie wyrażenia, że żadne ze znanych określeń nie będzie precyzyjnym jego odpowiednikiem. Na przykład będzie uzasadniał, że „badanie surveyowe" jest czymś innym niż badania ankietowe i sondażowe. W ten sposób broni się często w nauce nowych, niepoprawnie nazwanych terminów i kategorii, powołując się na analogie do innych języków.

Reklama
Reklama

O dziwo, broni się także w niektórych środowiskach wyrażeń, które są w sposób oczywisty wewnętrznie sprzeczne. Jednym z nich jest „demografia przedsiębiorstw" – określenie, które zanim pojawiło się w powszechnym obiegu, doczekało się utrwalenia w artykułach naukowych, rozdziałach książek, a nawet w profilu badawczym jednostki naukowej jednej ze znanych w Polsce uczelni ekonomicznych.

Nadawanie innego od utrwalonego znaczenia słowom jest działaniem destrukcyjnym

W tej ostatniej „demografię przedsiębiorstw" charakteryzuje się następująco: tworzenie, funkcjonowanie, ryzyko i niepewność, wczesne ostrzeganie, kryzys, restrukturyzacja, relokacja, cykl życiowy, bankructwo. I tylko tyle. W ten sposób „demografia" (z jęz. greckiego: demos = lud oraz grapho = piszę), oznaczająca naukę o ludności i zjawiskach ludnościowych, została w całości oderwana od człowieka i przypisana zbiorowości przedsiębiorstw. Bez oporów część ekonomistów pisze o urodzeniach firm, o zgonach przedsiębiorstw itd. Nie przekonuje ich to, że słowo „demografia" oderwane od populacji ludzkich, od ludzi nie jest w stanie zachować swojej prawdziwości.

W tego typu postępowaniu widzę dwa niebezpieczeństwa. Pierwsze – dla nauki. Błędnie nazwana problematyka badawcza zostaje dość szybko przez jej zwolenników określona jako nowa dziedzina badań, wywołując jałowe, niesłużące nauce spory o uzasadnienie jej istnienia, o jej zakres, o warsztat badawczy. Zamiast badań powstaje temat zastępczy dyskusji w środowisku naukowym.

Drugie niebezpieczeństwo wykracza poza środowisko naukowe i dotyczy języka polskiego jako elementu kultury ojczystej. Nadawanie innego od utrwalonego przez wieki znaczenia słowom jest działaniem destrukcyjnym, przynoszącym szkodę kulturze polskiej i dążeniom do wzajemnego rozumienia się. Jest to swoisty gwałt, jak pisze Julia Hartwig w wierszu pt. „Słowo":

„Nie ubieraj mnie zbyt bogato

Reklama
Reklama

i nie  skrapiaj wonnościami

Ale też nie gwałć mnie

Nie szydź ze mnie"

(....)

(fragment wiersza z tomiku „Jasne niejasne")

W obchody Dnia Języka Ojczystego warto chyba włączyć refleksję i troskę nad słowem, którym się posługujemy w swoich środowiskach, w tym w środowisku naukowym.

Reklama
Reklama

Autor jest profesorem Uniwersytetu Gdańskiego, kierownikiem Katedry Statystyki

Podzielam troskę Teresy Stylińskiej o stan języka polskiego („Śmietnik polski", „Rz" z 21 lutego 2011). Dbałość o język ojczysty jest nie tylko wyrazem poszanowania naszego wspólnego dziedzictwa, ale także dążeniem do wzajemnego rozumienia się. Tworząc obce zasadom języka polskiego wyrażenia lub przywłaszczając bezkrytycznie słowa obcojęzyczne, stajemy się coraz bardziej niezrozumiali dla innych.

Wiele takich przykładów podaje Teresa Stylińska w swoim artykule, zwracając szczególną uwagę na zaniedbania w tym względzie „ludzi pióra, mikrofonu i kamery". Chciałbym do tej grupy osób szczególnie odpowiedzialnych za stan języka polskiego dołączyć ludzi nauki.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Publicystyka
Estera Flieger: Nie rozumiem przeciwników polityki historycznej
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi
Publicystyka
Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka
Publicystyka
Antonina Łuszczykiewicz-Mendis: Indie – trzecia droga między USA a Chinami?
Publicystyka
Karol Nawrocki będzie koniem trojańskim Trumpa w Europie czy Europy u Trumpa?
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama