Ewa Siemaszko uważa, że akcja „Wisła” była przeprowadzona humanitarnie.
Ludność z wysiedlanych wiosek kierowano do punktów zbiorczych. Tam przechodziła selekcję. Jeżeli wykryto jakiegoś członka UPA, od razu szedł do więzienia i tam był rozstrzeliwany. Jeżeli tylko podejrzewano go o to, kierowano go do obozu w Jaworznie. Wyboru dokonywali ubecy, którzy otrzymali instrukcje, że nacjonalistą ukraińskim jest każdy przedstawiciel inteligencji – ksiądz, nauczyciel. Wystarczyło, by się ktoś nie spodobał, aby trafił do obozu. W sumie ten los spotkał 4 tysiące osób, które poddano brutalnemu śledztwu. 160 ludzi tego nie przeżyło.
Czasem pojawia się argument, że gdyby Polska po wojnie odzyskała niepodległość, zrobiłaby to samo.
Zarzucanie dajmy na to generałowi „Borowi” Komorowskiemu czy generałowi Andersowi, że byliby zdolni do przeprowadzenie czystki etnicznej na wzór stalinowski, jest nie fair. Niezależnie od intencji, to jest zrównywanie ich z Gomułką i Bierutem, którzy za zgodą Stalina podjęli decyzję o wysiedleniach. Niepodległa Rzeczpospolita najdłużej w ciągu roku bez trudu rozwiązałaby problem UPA.
Jak?
Wojsko Polskie zatkałoby wąski, przygraniczny pas, na którym operowała ta partyzantka. Wystarczyło sprowadzić tyle wojska, by UPA nie mogła oddychać. Komuniści tego nie zrobili, bo dla nich głównym wrogiem było PSL i polskie podziemie niepodległościowe. Walki z UPA były traktowane przez komunistów jako front trzeciorzędny. Dla wolnej Polski byłby to priorytet.
Tak czy inaczej, problem UPA można było rozwiązać tylko siłą?
Obawiam się, że tak. Choć zakładam, że niepodległa Rzeczpospolita akcję zbrojną mogłaby połączyć z jakimiś koncesjami wobec ludności cywilnej, żeby odepchnąć ją od UPA. Choćby zaproponować jej ziemię z reformy rolnej czy otwarcie ukraińskich szkół. Do tego wsparcie finansowe.
UPA nie można odmówić jednej zasługi – jej bojownicy zastrzelili gen. Świerczewskiego. Nasi tzw. żołnierze wyklęci nie mogą się chyba pochwalić takim sukcesem.
Nie sądzę, by można tu mówić o zasłudze… Ale pewnie ma pan rację, że gdyby tak ważny komunistyczny generał zginął z ręki naszego podziemia, uznalibyśmy to za wielki sukces. Nie należy zapominać, że te same oddziały KBW, które walczyły z UPA, walczyły także z „żołnierzami wyklętymi”.
Środowiska kresowe w tej sprawie biorą jednak stronę komunistów.
Wielu z tych ludzi dużo wycierpiało ze strony władzy komunistycznej. Mimo to często powtarzają ich argumenty. Wystarczy, żeby ktoś na Ukrainie napisał źle o UPA, by Kresowiacy robili z niego autorytet. Choćby Witalij Masłowski, który krytykował „banderowskie bandy”, ale jednocześnie pisał o „marszu wyzwoleńczym” Armii Czerwonej w Polsce 17 września 1939 roku! Wielu ukraińskich krytyków UPA to komuniści, którzy wychwalają Sowietów. Tego jednak Kresowiacy nie zauważają.
Pomyliła im się hierarchia wrogów?
Odpowiem tak: zasada wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, w tym wypadku się nie sprawdza.
Na razie wyrasta pan na wroga środowisk kresowych.
To prawda. I często przybiera to nieprzyjemne formy. Gdy pracowałem w IPN, rozpuszczano plotki, że mój dziadek brał udział w zamachu na ministra Pierackiego, choć w rzeczywistości zginął w niemieckim obozie za przynależność do AK. Jest nawet strona internetowa, gdzie można wziąć udział w sondzie: „Co zrobić z Motyką?”. Powiesić, wsadzić w dyby czy tylko wychłostać?
Jakie zdanie przeważa?
Gdy ostatnio tam zaglądałem, przeważał pogląd, żeby mnie powiesić. Wielu ludzi, którzy mnie krytykują, nie ma pojęcia, jakie naprawdę mam poglądy. Podczas jednej z konferencji Ukraińcy zaproponowali, żeby podczas obrad posługiwać się terminem „zacurzonia”. Chodzi o terytoria, do których prawo rościli sobie ukraińscy nacjonaliści, a które po wojnie znalazły się po polskiej stronie linii Curzona. Gdy to usłyszałem, powiedziałem, że ten termin jest dwuznaczny. Bo dla Polaków „zacurzonia” to Tarnopol, Lwów i Wołyń. Więc jeżeli Ukraińcy chcą koniecznie wprowadzić ten termin, to musimy mówić o „polskim zacurzoniu” i „ukraińskim zacurzoniu”. To załatwiło sprawę. W przerwie podszedł do mnie zachwycony Kresowiak. „Widzę, że pan jesteś ostra, narodowa prawica. Brawo!” – powiedział. Całą przerwę sympatycznie rozmawialiśmy. Na koniec powiedział: „Aha, niech mi pan jeszcze pokaże, gdzie siedzi ten ukraiński nacjonalista Motyka”.
Grzegorz Motyka jest historykiem specjalizującym się w tematyce ukraińskiej. Profesor Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku
Pisała w opiniach
Ewa Siemaszko
UPA to nie partyzanci, to bandyci
15 lutego 2011