– 1944. Jest to bowiem książka napisana przez rosyjskiego historyka, który – w przeciwieństwie do większości swoich wychowanych w katedrach marksizmu-leninizmu kolegów – uprawia uczciwą historię, a nie sowiecką propagandę.
Okazuje się, że Stalin, przedstawiany często jako zbrodniczy geniusz, w wypadku Finlandii zachował się jak dyletant. Atak na to państwo w listopadzie 1939 roku był bowiem – oczywiście z perspektywy interesów sowieckich – poważnym błędem. A jeszcze większym błędem było to, że wojna zimowa nie została doprowadzona do końca.
„Stalin zranił Finlandię, ale jej nie dobił. To bardzo groźna sytuacja podczas polowania na grubego zwierza, a tysiąckrotnie groźniejsza w polityce" – pisze Sołonin. W efekcie, gdy rok później Niemcy szykowały się do ataku na Sowiety, było bardzo prawdopodobne, że Finlandia skorzysta z okazji, żeby się bolszewikom zrewanżować.
Nieoczekiwanie Finowie poważnie się jednak wahali i skłaniali raczej do zachowania neutralności. Pomimo nacisków Berlina 22 czerwca 1941 roku Helsinki nie przystąpiły do wojny. I właśnie wtedy na arenę z wrodzoną sobie gracją znowu wkroczył Józef Stalin, wydając rozkaz... zbombardowania Finlandii. Stało się to właśnie tytułowego 25 czerwca.
W efekcie zaatakowana po raz drugi Finlandia, a nie odwrotnie, jak przedstawiała to sowiecka propaganda, rzeczywiście przystąpiła do wojny. Miało to dla Sowietów katastrofalne skutki. To właśnie dzięki udziałowi Finów możliwa była m.in. blokada Leningradu oraz rozgromienie wielu dywizji Armii Czerwonej na północnym odcinku frontu.