Opozycja w służbie ministrów

Jacek Rostowski już zaciera ręce, że dzięki SLD będzie miał okazję opowiedzieć o gospodarczych sukcesach rządu i rychłym ograniczeniu deficytu budżetowego

Aktualizacja: 31.03.2011 20:41 Publikacja: 31.03.2011 20:39

Zgłaszanie wotum nieufności wobec ministrów to ulubiony sport opozycji. Tym chętniej uprawiany, im bliżej do wyborów. Tylko w tym roku PiS i SLD domagały się odwołania szefów resortów: infrastruktury Cezarego Grabarczyka (wniosek SLD), obrony Bogdana Klicha (PiS) i rolnictwa Marka Sawickiego (PiS). Na kolejne posiedzenia szykują się próby odwołania ministrów: finansów Jacka Rostowskiego (propozycja SLD) i skarbu Aleksandra Grada (PiS).

Za każdym razem opozycja wytacza ciężkie działa. A mimo to kolejne wnioski o odwołanie członków rządu mało kogo poruszają. I nic dziwnego, bo ich los jest z góry przesądzony. Dopóki koalicja rządząca dysponuje w Sejmie bezwzględną większością głosów, dopóty żadnego ministra odwołać się nie da.

I wszyscy świetnie o tym wiedzą. SLD miał nawet kłopot z zebraniem wymaganej liczby 69 podpisów pod wnioskiem o odwołanie Rostowskiego, bo posłów z tego klubu jest za mało, a PiS nie chciało się przyłączyć. Inicjatywę uratowali posłowie niezrzeszeni i z Klubu Polska Jest Najważniejsza.

Dlaczego więc opozycja w ogóle składa wnioski o odwołanie ministrów? Dla politycznego spektaklu. Ma on zwrócić uwagę wyborców na nieudolność rządzących – wszak wybory za pasem i dobrze byłoby przekonać elektorat, że ekipę sprawującą władzę trzeba wymienić na nową, lepszą. Poza tym chodzi o danie sobie szansy na zapałanie z trybuny sejmowej świętym oburzeniem, najlepiej w tzw. czasie antenowym, czyli podczas transmisji telewizyjnej. Pytanie, czy zamierzony skutek rzeczywiście udaje się osiągnąć. W przypadku Grabarczyka strzał był udany, bo debata o jego odwołaniu odbyła się tuż po grudniowym chaosie na kolei. Ministrowi trudno było odrzucać zarzuty o nieudolność. Ale już Klich zręcznie się bronił, a Sawicki wręcz ironizował, że bardzo bał się wyniku głosowania.

Również Rostowski już zaciera ręce na wieść, że opozycja chce go odwołać. Jak wyznał w Radiu TOK FM, liczy, że debata o jego odwołaniu będzie okazją do podsumowania trzyletniej polityki gospodarczej rządu. Jego zdaniem pełnej sukcesów.

A że SLD oskarża go dosyć ogólnie o wszystkie nieszczęścia z wyjątkiem powodzi i gradobicia, bardzo możliwe, że minister przekona do siebie opinię publiczną. W ten sposób debata nad odwołaniem Rostowskiego stanie się elementem rządowej ofensywy medialnej. A wszystko to dzięki opozycji.

Zgłaszanie wotum nieufności wobec ministrów to ulubiony sport opozycji. Tym chętniej uprawiany, im bliżej do wyborów. Tylko w tym roku PiS i SLD domagały się odwołania szefów resortów: infrastruktury Cezarego Grabarczyka (wniosek SLD), obrony Bogdana Klicha (PiS) i rolnictwa Marka Sawickiego (PiS). Na kolejne posiedzenia szykują się próby odwołania ministrów: finansów Jacka Rostowskiego (propozycja SLD) i skarbu Aleksandra Grada (PiS).

Za każdym razem opozycja wytacza ciężkie działa. A mimo to kolejne wnioski o odwołanie członków rządu mało kogo poruszają. I nic dziwnego, bo ich los jest z góry przesądzony. Dopóki koalicja rządząca dysponuje w Sejmie bezwzględną większością głosów, dopóty żadnego ministra odwołać się nie da.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości