Bronisław Misztal: Polska gospodarna

Dwa polskie grzechy główne to prywatyzacja dobra wspólnego i brak gospodarności w odniesieniu do tego, czego wyrwać i zawładnąć się nie uda – uważa socjolog

Publikacja: 27.04.2011 01:15

Bronisław Misztal

Bronisław Misztal

Foto: archiwum prywatne

Red

Czesław Bielecki od dłuższego czasu próbuje przestawić nurt debaty politycznej w kraju na tor, który można nazwać kwestią dobra publicznego. Jest rzeczą znamienną, że zyskuje to nikłe zainteresowanie. Kraj, pochłonięty rozliczeniami z przeszłością, bieżącymi rozgrywkami, a także rozrywany na strzępy przez ugrupowania polityczne i osoby publiczne – zwłaszcza w obecnym, przedwyborczym klimacie – cierpi na swoistą krótkowzroczność, która nie pozwala dostrzec tego, o co się potykamy codziennie.

Obywatel kapitalistą

W debacie, która się toczy w Polsce, dominują oskarżenia o prywatyzację historii, wykluczenie z procesów modernizacyjnych, zawłaszczenie transformacji i alienację obywatelską. Są to wszystko symptomy procesu głębszego, którego przezornie nie dotykamy w naszych analizach, bo konkluzje byłyby bardzo niekomfortowe. Prywatyzacja dotyczy wszelako nie tylko historii, ale także wspólnych zasobów, czyli witalnych dla całego narodu dóbr.

Bielecki, znany architekt, upatruje problemu Polski w nieuregulowanych stosunkach własnościowych i przestrzennych. Uważa, że Polska jest bezpańska. Chaos urbanistyczny, w miastach zwłaszcza, niszczejąca zabudowa, zaniedbane drogi, dworce kolejowe, na których nie sposób dotknąć czegokolwiek, by się nie przykleić z brudu – to symptomy znane każdemu. Rozsypujące się klatki schodowe w komunalnych domach, smutne blokowiska Śląska, rozpaczliwe fasady zaniedbanych fabryk, jak chociażby warszawska FSO, stanowią stały sztafaż naszego życia.

Niemiecki Tyrol czy francuska Akwitania zachwycają nas nie dlatego, że krajobrazy tam piękniejsze, ale dlatego, że na każdym kroku widać czułą rękę gospodarza

Remedium, zdaniem Bieleckiego, który jest wyjątkowo wyczulonym społecznie politykiem, leży w uwłaszczeniu klasy nieposiadającej. To hasło prawie przypomina wczesne prace Vaclava Havla („Siła bezsilnych"). Lokatorzy komunalnych i zakładowych lokali uzyskawszy tytuły posiadania staliby się, w jego mniemaniu, gospodarzami i obywatelami w obszarach swoich społecznych działań. Taki kapitalista mimo woli miałby się w tej wizji stać obywatelem rozsądnym, odpowiedzialnym, myślącym.

Historia gospodarcza i polityczna świata jednakże wykazała, że ta perspektywa jest naiwna. To nie kapitalista staje się obywatelem, ale obywatel – kapitalistą. Kluczem dla budowy obywatelskiego społeczeństwa politycznego jest jego ucywilizowanie, w odróżnieniu od dzikiego, barbarzyńskiego czy totalitarnego urządzenia relacji społecznych.

Manneken Pis po polsku

Problem współczesnej Polski wykracza poza stosunki własnościowe. Racjonalność kapitalistycznego właściciela czy dysponenta jest prawie żadna, jak wykazała debata przy okazji ostatniego światowego kryzysu finansowego.

Zastanawiając się niejednokrotnie, z czym kojarzę hasło „Teraz Polska", czyli co jest w moich oczach najbardziej typowym obrazkiem, jaki zobaczyłby poruszający się po naszym kraju Marsjanin, stwierdzam z przykrością, że takim znakiem towarowym jest specyficzny polski Manneken Pis. Chwiejący się na nogach, brudny mężczyzna oddający mocz za węgłem domu, pod drzewem, na przystanku czy wręcz na środku drogi. Przestrzeń publiczna, tam gdzie wszyscy się poruszamy, jest niczyja. Ale Bielecki architekt nie dostrzega tego, że remedium na bezmyślne, niegrzeczne, nierozsądne, nieestetyczne zachowanie nas samych nie jest wprowadzenie prywatnego właściciela, który będzie ze strzelbą czy z batem pilnował swojego kawałka własności. Remedium leży w ukształtowaniu wśród Polaków obywatelskiej, gospodarskiej, racjonalnej odpowiedzialności.

Polskim problemem nie jest brak restytucji lub brak dystrybucji własności nieruchomości. Polacy nie dostrzegają rozróżnienia między zasobami wspólnymi i dobrem publicznym z jednej strony, a zasobami indywidualnymi i dobrem prywatnym – z drugiej strony. Powoduje to, że wszystkie zasoby wspólne, a takich każdy naród, każde społeczeństwo i każde państwo ma ogrom, nie są przez nas wszystkich traktowane jako dobro publiczne. Są one więc marnotrawione, bezczeszczone, niszczone, zaprzepaszczane lub ignorowane.

Zasobów wspólnych jest mnóstwo. Są nimi wody i rzeki, lasy i góry. Całe środowisko naturalne jest takim wspólnym zasobem, z którego wszyscy korzystamy bez względu na to, ile na nie łożymy. Mieszkaniec górskiej miejscowości, który wraz z przyjaciółmi zbiera porzucone na skraju drogi papierowe tacki, i turysta, który na parkingu pochłania grillowaną kiełbasę i rzuca te tacki obok siebie, w równym stopniu korzystają z piękna krajobrazu.

Niektóre kraje usiłują pobierać opłatę za naruszanie wspólnego zasobu (Singapur karze mandatami za zaśmiecanie wspólnego środowiska), ale z reguły niezależnie od nakładów każdy ma do niego dostęp. Zasobem wspólnym jest infrastruktura kraju: szybkie koleje, wolne pociągi, piękne autostrady czy ułomne drogi. I nawet jeśli w niektórych państwach stosuje się zasadę PPU (pay per use), jak np.  płatności za jazdę odcinkami autostrad, skrótami, tunelami itp., to jednak sam fakt istnienia takiej rozbudowanej sieci infrastrukturalnej stanowi ogólną dogodność życia. Wspólnym zasobem jest także kapitał ludzki: młodzież, kobiety, dzieci, studenci, wykształcone elity albo klasa robotnicza – to wszystko stanowi dobro ogólnonarodowe.

Zaniedbane zasoby

Problem Polski, czy raczej problem Polaków, w moim mniemaniu ma dwa dna. Po pierwsze, od lat, zapewne od stuleci, traktujemy zasoby wspólne jako dobro prywatne. Po wtóre, te zasoby, których sprywatyzować nam się nie udaje, zaniedbujemy, zostawiamy odłogiem, uważamy je za nieważne. Zatem dwa polskie grzechy główne to prywatyzacja dobra wspólnego i brak gospodarności w odniesieniu do tego, czego wyrwać i zawładnąć się nie uda.

Korupcja jest przykładem próby prywatyzacji tego, co należy do nas wszystkich. Osoby na stanowiskach wpływu i władzy uważają, że dysponują, na krótko, okienkiem możliwości przechwycenia zasobów. Istotą takiego myślenia jest nadawanie prymatu czasowi teraźniejszemu, bez odnoszenia się do przyszłych sytuacji.

Bardziej jeszcze aniżeli o zasoby fizyczne chodzi tu o zasoby kapitału ludzkiego, o zasoby moralne, od których zależy byt całego narodu. Niegospodarność dotyka bowiem przede wszystkim człowieka, który pozbawiony dobrego gospodarza degraduje się i dewaluuje. Takim dobrym gospodarzem jest nauczyciel, który uczy pięknego języka. Wystarczy przejść się po ulicach polskich miast lub po Londynie, by rozpoznać Polaków po wyrażeniach tak wulgarnych, że widać od razu zaniedbania misji wychowawczej szkoły i rodziny. Dobrym gospodarzem jest zwierzchnik, który dba o pracownika, jego samopoczucie, zarobki, kształcenie. Wystarczy posłuchać, o czym mówią Polacy na korytarzach biur, urzędów i korporacji, by zobaczyć, iż ta bodajże najważniejsza funkcja przełożonego jako dobrego włodarza nie jest zakorzeniona w polskiej kulturze.

Dziedzictwo liberalnego kapitalizmu

Filozof Cwetan Todorow pisał niedawno o tym, że w świecie posttransformacyjnym ugruntowały się dwa ekstremalne mechanizmy psychologiczne, obydwa oparte na nasilonym indywidualizmie. Ten indywidualizm, po pierwsze, obdziera państwo i administrację z funkcji gospodarza, a po wtóre, wyzwala jednostkę z poczucia odpowiedzialności w stosunku do wszystkiego, co nie jest własne. Zachłyśnięcie się prywatną własnością po latach kolektywizmu spowodowało w państwach posttransformacyjnych orientację ksobną, izolację i egoizm. Natomiast dziedzictwo liberalnego kapitalizmu przyznaje jednostce nieograniczoną skalę swobód, w uznaniu (jakże mylnym), że w ostatecznym rachunku człowiek, chroniąc dobra własne, będzie też dbał o zasoby wspólne.

Gospodarność jest cechą kultury narodu, jest predyspozycją do pewnego typu zachowań, opartą na uświadamianym i bardzo głęboko uwewnętrznionym poczuciu odpowiedzialności. Austriacka Karyntia, niemiecki Tyrol czy francuska Akwitania zachwycają nas nie dlatego, że krajobrazy tam piękniejsze, ale dlatego, że na każdym kroku widać czułą rękę gospodarza.

Polsce potrzebna jest więc dzisiaj debata, jak najszersza, nad tym, jaką postawę demonstrujemy w odniesieniu do naszych wszystkich wspólnych zasobów. Potrzebna jest debata nad kształtem polskiej gospodarności. Nie gospodarki, ale gospodarności właśnie. Potrzebny jest narodowy audyt gospodarności. Szkoły administracji państwowej, kształcące kadry dla aparatu władzy wszystkich szczebli, a także uczelnie kształcące elitę kraju powinny się stać terenem, gdzie poczucie odpowiedzialności za narodowe zasoby się formuje. Tymczasem jednak brak takiej debaty, a dokładniej: brak agendy realizacji dobra wspólnego przez największych aktorów politycznych, powoduje zapóźnienie cywilizacyjne, które będzie trudno odrobić przez dziesięciolecia.

Autor jest profesorem socjologii na Katolickim Uniwersytecie Ameryki i dyrektorem wykonawczym Wspólnoty Demokracji (Community of Democracies), międzynarodowej koalicji państw i organizacji społeczeństwa obywatelskiego

Czesław Bielecki od dłuższego czasu próbuje przestawić nurt debaty politycznej w kraju na tor, który można nazwać kwestią dobra publicznego. Jest rzeczą znamienną, że zyskuje to nikłe zainteresowanie. Kraj, pochłonięty rozliczeniami z przeszłością, bieżącymi rozgrywkami, a także rozrywany na strzępy przez ugrupowania polityczne i osoby publiczne – zwłaszcza w obecnym, przedwyborczym klimacie – cierpi na swoistą krótkowzroczność, która nie pozwala dostrzec tego, o co się potykamy codziennie.

Pozostało 94% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości