Jeżeli podatnicy Francji i Niemiec chcą płacić za to, że ich banki bezmyślnie kupowały greckie obligacje, to pozostaje nam tylko uszanować ich szczodrobliwość. W żadnym wypadku nie można jednak zgadzać się na to, żeby polski rząd rozrzutnie dysponował naszymi pieniędzmi i oferował wsparcie finansowe Grecji.
Wróblewski podaje 10 argumentów przeciwko pomocy Grecji. Jednym z nich jest zadłużenie Polski.
Zadłużenie Polski do końca roku przekroczy 800 mld. Tempo wzrostu należy do najszybszych w Europie, a tempo reform do jednego z najwolniejszych. Mniejsza o to, że nie stać nas na pomaganie innym, gorzej, że promujemy groźny model przerzucania odpowiedzialności za błędne decyzje prywatnych banków na podatników.
Ostrzej wyraża swój sprzeciw bloger "Stoję z boku i patrzę" w Salonie 24.
Ledwie minął tydzień, gdy pan premier zbudował nową FC Barcelonę. Ledwie minął tydzień, gdy pan premier nie klęknął przed związkowcami i księżmi, a już musiał klęknąć przed bankierami - pisze bloger. - Wbrew temu, co paplają lemingi, jesteśmy unijnym płatnikiem netto. Jak podała "Gazeta Prawna", za rok 2010 dołożyliśmy do unijnej kasy 150 mln Euro - czyli 600 mln peelenów. A to oznacza, że każdy Polak (od niemowlaka po starca nad grobem) musiał dołożyć do tego dobrodziejstwa cywilizacyjnego 20 zeta. Wyjęcie z naszego worka kolejnego milarda oznacza, że każdy musi dołożyć kolejne 35 złotych. Licząc tylko ludzi czynnych zawodowo każdy robotny musi dołożyć Grekom stówkę.