Bogumił Kolmasiak (salon24.pl):
Platforma Obywatelska zupełnie zrezygnowała z kreowania jakiegokolwiek pomysłu politycznego. Oficjalny przekaz partii przypomina żywo lansowany przez Dmitrija Miedwiediewa w Rosji "program modernizacji". Nie wiadomo, co się za nic dokładnie kryje. Tusk zapowiada walkę o pierwsze miejsce w Europie - nie definiuje natomiast, jakimi środkami politycznymi i gospodarczymi chce osiągnąć ten cel. Znamienne, że jedynym wskaźnikiem ekonomicznym, jakiego używali politycy Platformy przy przedstawianiu sukcesu, był wzrost PKB. Pomijali jednocześnie inne miarodajne badania jak ranking robienia biznesu, zestawienia informujące o kondycji demokracji czy stopniu korupcji, jak i wskaźniki ekonomiczne - HDI i Współczynnik Giniego, informujący o rozwarstwieniu społecznym. Można spokojnie założyć, że zwycięstwo Platformy oznacza kolejne 4 lata, mniej lub bardziej udanego reagowania na kolejne problemy. Jednym słowem brakuje wizji. Fakt sięgania po polityków z prawa i lewa, pokazuje, że rząd jest wypalony.
Dr Wojciech Jabłoński, politolog w „SE”:
W PO obwiązuje system, w którym o wszystkim decyduje lider. Gdyby któraś z frakcji próbowała zająć miejsce Donalda Tuska, cała Platforma poszłaby w dół. Zachowany zostaje więc balans sił, bo konflikt wewnętrzny partii rządzącej po prostu się nie opłaca. Trzeba pamiętać, że boje personalne, jeśli już się toczą, to wokół partyjnych płotek. Osób, które są w jakimś sensie przedłużeniem politycznych rąk czy Schetyny, czy Grabarczyka. Jednak zarówno Tusk, jak i Schetyna czy Grabarczyk wiedzą doskonale, że jeżeli te przepychanki posunęłyby się za daleko, tylko zaszkodziłyby one partii. (…) Siła Tuska w żadnym wypadku nie wynika z przepychanek między frakcjami. Przede wszystkim jednak dopóki daje stołki, żadna z sił wewnętrznych nie będzie się starała z nim stawać w szranki. Natomiast, jeśli nagle poparcie dla PO spadnie, wtedy będziemy mogli zapomnieć o Tusku i możemy mówić o walkach frakcyjnych.