Dzisiejsze lęki liberałów i różnorakich mniejszości, z chrześcijanami na czele, są zrozumiałe. Należy je uszanować. Ale nie przekreślać jednocześnie sensu rewolucji arabskich. I przede wszystkim — nie powinno się tęsknić za obalonymi dyktatorami, choć byli prozachodni. Rewolucja egipska, zwana od daty jej rozpoczęcia w zeszłym roku, Rewolucją 25 stycznia, oraz jej skutki to historia zaskoczeń. Oto ostatnie z nich.
Zaskakująca decyzja
O nowej dyktaturze zaczęto mówić kilka dni temu. To reakcja na sprzeczną z obietnicami decyzję najwyższych władz islamistycznego Bractwa Muzułmańskiego. Najsilniejsze ugrupowanie opozycyjne, które wygrało pierwsze wybory po obaleniu Mubaraka, wystawiło swojego kandydata w wyborach prezydenckich, które mają się odbyć pod koniec maja. Wcześniej Bractwo zapewniało, że nie ma ambicji prezydenckich, bo jego celem jest rozłożone na lata tworzenie nowego społeczeństwa islamskiego. Do tego zaś potrzebna jest praca u podstaw, a nie zajmowanie najważniejszego stanowiska.
Decyzja zaskoczyła nawet część wpływowych Braci, kilku zapowiedziało wystąpienie z organizacji.
- Bractwo się w tej sprawie podzieliło. A wśród Egipcjan, może poza masami biedaków, straciło wiarygodność. Dotychczas uchodzili za tych, co robią to, co mówią - komentuje "Rz" Mohamed Ismail, zastępca redaktora naczelnego dziennika "Gomhurija", niegdyś rządowego, dziś związanego ze środowiskami obawiającymi się wszechwładzy islamistów.
Raczej zaskakująca kandydatura
Kandydatem został 62-letni Mohammed Chajrat asz-Szater, milioner, inżynier, jeden z liderów i sponsorów Bractwa, a także pomysłodawca internetowego okna na świat, czyli anglojęzycznych stron Bractwa ikhwanweb.com ( http://www.ikhwanweb.com/ ). W czasach Mubaraka najbardziej prześladowany z przywódców Bractwa - w sumie ponad 10 lat siedział w więzieniu.