Afera Amber Gold jest kolejnym dowodem, że nasze państwo nie ma w pełni wykształconych mechanizmów demokratycznych. (...) Od czasów afery Rywina nie było takiego skandalu, który by skutecznie naruszył reputację polityka. Można więc szkodzić bez konsekwencji zepsucia sobie politycznego wizerunku. Wybuchają kolejne afery i nie ma po nich politycznego trzęsienia ziemi, są kosmetyczne, piarowskie zabiegi, jakieś przesunięcia w rządzie, ale ci, którzy ponoszą odpowiedzialność za skandal, lądują prędzej czy później na miłych posadkach.
Gargas dodaje:
Nasz kraj zawsze "pieścił się" z wysokimi funkcjonariuszami państwa. Na Zachodzie czymś normalnym jest prześwietlanie rodziny polityka, u nas wciąż uchodzi to za nieuzasadniony, wręcz niekulturalny atak. Nie śledzi się np. z jakich rodzin pochodzą kandydaci na prezydenta, nie szuka ich korzeni. To samo dotyczy żyjących pod kloszem ich dzieci. Nie ma obyczaju informowania, czym się zajmują dzieci premiera.
Dziennikarka zadaje pytania:
Polacy skazani są na domysły. Jak Michał Tusk zdobył pracę w Portach Lotniczych? Czy działał na ich szkodę? Jak poznał Marcina P.? W jakim celu syn premiera podpisywał korespondencję służbową innym imieniem i nazwiskiem czy pseudonimem? Dlaczego Donald Tusk ostrzegł syna przed spółką OLT Express, a nie ostrzeżono jej klientów? W normalnym kraju premier złożyłby w podobnej sytuacji dymisję. Tak zrobiłby polityk odpowiedzialny. Takie powinny być standardy. Niestety u nas to, co w krajach zachodniej demokracji uznane byłoby za karygodne, wciąż uchodzi płazem.