Po wizycie Cyryla I. Piękne przesłanie, wielki kłopot

Wielu katolików wciąż nie wie, jak ocenić przesłanie Cerkwi Rosyjskiej i Kościoła katolickiego w Polsce. Biskupi przegapili najlepszy moment, by wyjaśnić to wiernym.

Publikacja: 23.08.2012 22:26

Ewa K. Czaczkowska

Ewa K. Czaczkowska

Foto: Archiwum

To, że podpisanie przez Cyryla I i abp. Józefa Michalika przesłania do narodów Polski i Rosji o pojednanie spotka się z bardzo różnymi reakcjami, było do przewidzenia. Ale uderza, jak wielu katolików nie ma na jego temat zdania. Milczy, szuka argumentów za albo przeciw. Czeka. Nie wie, jakiego klucza użyć do odczytania tego, co się stało w ostatni piątek: religijnego czy politycznego.

Bo z jednej strony jest Ewangelia ze słowami Jezusa przynaglającego do zachowania jedności między wierzącymi i do wybaczenia nie siedem, ale 77 razy, a z drugiej strony jest pamięć historyczna o krzywdach i zbrodniach. Jest głęboka, wielowiekowa nieufność, a chyba najbardziej obecna jest współczesna obawa, że za przesłaniem hierarchów stoją politycy, którzy chcą coś ukryć albo przesłonić, najpewniej katastrofę smoleńską.

Po polskiej stronie dla wielu katolików gwarantem tego, że za przesłaniem stoją czyste intencje, jest osoba abp. Józefa Michalika, nieuwikłanego we współpracę z dawnymi służbami bezpieczeństwa. W argumentacji przeciw są natomiast słowa krytyki na temat Zamku Królewskiego jako miejsca podpisania przesłania i braku wspólnej modlitwy.

Niewielu wie, że modlitwa była wcześniej (m.in. w cerkwi Marii Magdaleny, w siedzibie Episkopatu Polski) i później (np. na Grabarce). Było więc wspólne „Ojcze nasz", choć, istotnie, mogło być też na Zamku. Natomiast wybór miejsca był podyktowany życzeniem patriarchatu, aby było ono neutralne: ani katolickie, ani prawosławne.

To mogło być ważne dla części duchownych prawosławnych, wśród których jest nie mniej przeciwnych gestom pojednania z Polakami niż w Polsce jednania z prawosławiem. Z tego powodu, jak można się domyślać, Cyryl I nie konsultował dokumentu z prawosławnymi biskupami.

Dlatego szkoda, że w niedzielę, 19 sierpnia, czyli dwa dni po podpisaniu przesłania, w kościołach nie było na jego temat listu episkopatu. A najlepiej kazań, które by wyjaśniły, jakie są ewangeliczne podstawy dokumentu i jakie intencje autorów, jak go odczytać i przyjąć.

Przesłanie ma być tematem komunikatu z posiedzenia biskupów na Jasnej Górze 25 sierpnia, ale zanim zostanie odczytane w świątyniach, upłynie jeszcze kilka tygodni. Szkoda, że ten czas został stracony, nawet jeśli ma się świadomość, że pojednanie to sprawa na lata, a jeden oficjalny komunikat jej nie załatwi. Bez tego jednak trudno oczekiwać, że ta nowa przestrzeń w relacjach katolicko-prawosławnych zostanie wypełniona oddolnymi inicjatywami.

To, że podpisanie przez Cyryla I i abp. Józefa Michalika przesłania do narodów Polski i Rosji o pojednanie spotka się z bardzo różnymi reakcjami, było do przewidzenia. Ale uderza, jak wielu katolików nie ma na jego temat zdania. Milczy, szuka argumentów za albo przeciw. Czeka. Nie wie, jakiego klucza użyć do odczytania tego, co się stało w ostatni piątek: religijnego czy politycznego.

Bo z jednej strony jest Ewangelia ze słowami Jezusa przynaglającego do zachowania jedności między wierzącymi i do wybaczenia nie siedem, ale 77 razy, a z drugiej strony jest pamięć historyczna o krzywdach i zbrodniach. Jest głęboka, wielowiekowa nieufność, a chyba najbardziej obecna jest współczesna obawa, że za przesłaniem hierarchów stoją politycy, którzy chcą coś ukryć albo przesłonić, najpewniej katastrofę smoleńską.

Publicystyka
Marek Cichocki: Donald Trump robi dobrą minę do złej gry
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Minister może zostać rzecznikiem rządu. Tusk wybiera spośród 6-7 osób
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Biskupi muszą pokazać, że nie są gołosłowni
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Niemcy przestraszyły się Polski, zmieniają podejście do migracji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Publicystyka
Łukasz Adamski: Elegia dla blokowisk. Czym Nawrocki może zaimponować Trumpowi?