Gdyby wierzyć w zasadę, że prawdziwe są tylko dementowane wiadomości, to inicjatywa Aleksandra Kwaśniewskiego powinna być jednym z najbardziej realnych planów na naszej scenie politycznej. Napisano już o niej tak wiele i tyle razy informacje te zostały zdementowane, że w zasadzie można uznać za pewnik, iż w niedalekiej przyszłości powstanie tzw. lista Aleksandra Kwaśniewskiego do europarlamentu, na którą załapią się wszystkie wielkie nazwiska lewicy. I która oczywiście stanie się impulsem do powołania nowej formacji lewicowej, której z utęsknieniem wyczekują wszystkie drobne lewicowe organizacje pozaparlamentarne. Niespodziewane odejście z SLD Marka Siwca, wieloletniego współpracownika Aleksandra Kwaśniewskiego, mocno uprawdopodobniło ten scenariusz polityczny. Bo Sojusz pod jego obecnym kierownictwem może stanowić przeszkodę w realizacji tego pomysłu. Nie chce porozumienia za wszelką cenę z innymi podmiotami i samym Kwaśniewskim, wierząc, że swoje miejsce na scenie politycznej tak czy siak utrzyma. Świadczy o tym chociażby wpis na Twitterze Dariusza Jońskiego, rzecznika SLD, który komentując odejście Siwca, stwierdził: „Niejeden, wychodząc z SLD, próbował budować inną partię. Nikomu to się nie udało nawet przy pomocy byłego prezydenta. Kolejni nie wyciągają wniosków".
W tym rozumowaniu jest jeden błąd – Joński zakłada mianowicie, że przez lata funkcjonowania na scenie politycznej Sojusz się nie zmienił. Zachował dawne wpływy i atrakcyjność dla wyborców. Tymczasem jest to założenie z gruntu fałszywe. Bo rację ma Siwiec, dowodząc, iż SLD to dzisiaj marka, która nie jest w stanie zelektryzować mas. Że szczytem marzeń dla polityków tej partii jest zdobycie 20 proc. poparcia, ale i o 15 proc. nikt się nie pogniewa. I że to wszystko jest za mało, żeby partia miała znaczący udział w kreowaniu polskiej rzeczywistości. Z drugiej strony trudno jest pogodzić różnice programowe i ideowe, które dzielą lewicę.
Siwcowi na przykład nie przeszkadza fakt, że Janusz Palikot poparł podwyższenie wieku emerytalnego, a SLD jest zdecydowanie temu przeciwny. Ani to, że Sojusz jest za podwyższeniem płacy minimalnej do 50 proc. średniej krajowej, a Ruch Palikota – nie. Europoseł uważa, że można budować porozumienie wokół polityki europejskiej, a w szczególności przyjęcie przez Polskę euro. Jest wielce wątpliwe, aby akurat ta sprawa mogła porwać Polaków i skłonić ich do głosowania na lewicę. Tym bardziej że jej poglądy na temat Unii Europejskiej i wejście do strefy euro nie różnią się znacząco od poglądów PO.
Również działania samego Siwca wyglądają mało poważnie. Bo trudno uznać, że przy kawiarnianym stoliku i pod obstrzałem kamer – a tak wyglądało spotkanie z Januszem Palikotem – rzeczywiście można omawiać poważne projekty polityczne. Obaj panowie zapowiedzieli, że chcą też rozmawiać z Aleksandrem Kwaśniewskim, nie bacząc na to, iż przeszło rok temu wykonał on zdecydowany krok w kierunku biznesu, zostając doradcą w firmie Jana Kulczyka, co może świadczyć o tym, że ambicje polityczne chwilowo odłożył na półkę.
Ale Marek Siwiec zapowiedział też, że spotka się z politykiem PO Jackiem Protasiewiczem. To dziwny pomysł, skoro europosłowi zależy na budowaniu szerokiego porozumienia na lewicy. No chyba że ma to być wyjście awaryjne na wypadek, gdyby budowa porozumienia się nie udała. Bo na razie jedyną drogą dla lewicowo-liberalnych polityków, którzy chcą mieć wpływ na rzeczywistość, jest związanie się z Platformą Obywatelską. Tą ścieżką podążyli już: Bartosz Arłukowicz, Danuta Hübner, Dariusz Rosati i po części Marek Borowski. Niewykluczone, że przejdzie ją również Marek Siwiec.