Przeglądając prasę, radio i telewizję trudno czasem oprzeć się poczuciu przytłaczającej wręcz dumy z tego, jak światłych, błyskotliwych i przede wszystkim inteligentnych mamy w naszym kraju publicystów. Inteligentnych i do tego odważnych, bo w tym krwiożerczo katolickim kraju ośmielają się w niezwykle wysublimowany sposób śmiać się z katolickich guseł, w które wierzy - w XXI wieku przecież! - znaczna część Polaków. Odważnymi dnia dzisiejszego są Paweł Wroński i Jacek Żakowski. Obaj skomentowali słowa abp Hosera o pomocy Matki Boskiej w wojnie z bolszewikami i właściwie trudno zdecydować, kto był bardziej błyskotliwy i dowcipny. Wroński w felietonie dla "Wyborczej" pisze:
Były do tej pory pewne wątpliwości co do tego, co miało decydujące znaczenie w zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej 1920 r. Wczoraj rozwiał je arcybiskup warszawsko-praski Henryk Hoser. "W nocy z 14 na 15 sierpnia miał miejsce cud objawienia się Najświętszej Maryi Panny nad oddziałami Armii Czerwonej, wywołując popłoch w jej szeregach, co jest udokumentowane świadectwami wielu uczestników wydarzeń sprzed 93 lat". (...)
Matka Boska się objawiła i przestraszyła bolszewicką tłuszczę. Jest problem z dowodami. Ks. Józef Maria Bartnik twierdzi, że o Świętej Panience mówili bolszewiccy jeńcy. Wydaje się jednak, że najważniejszym dowodem jest obraz Jerzego Kossaka "Bitwa Warszawska"
Dobrze się stało, że pod Ossowem nie było naczelnika Józefa Piłsudskiego. On wszak ze względu na problemy matrymonialne był członkiem Kościoła ewangelickiego, który nie uznaje kultu maryjnego. Widokiem Matki Boskiej mogli się czuć skonsternowani ateiści - liczni w szeregach Wojska Polskiego - na przykład spora część członków PPS czy Żydzi, jak popularny w armii major Bernard Mond. Może patrzyli w inną stronę?
- pyta Wroński. Lecz najlepszy popis elokwencji i geniuszu zostawia na koniec: