Rz: Niezbyt się wiedzie waszej partii. Szeregi się wykruszają, a poparcie macie na poziomie jednego procentu.
Sondaże nie są dla mnie żadnym miernikiem. W ubiegłym roku wzięliśmy udział w pięciu wyborach lokalnych i pięć razy przekroczyliśmy próg wyborczy. W Elblągu, gdzie wszystkie partie wystawiły gigantów na prezydenta miasta, a my 30-latka, mojego asystenta, bo nie mieliśmy ani celebryty, ani osoby ze świecznika – i tak zdobyliśmy 6 proc. poparcia, pokonując kandydatkę Aleksandra Kwaśniewskiego. To był nasz najgorszy wynik. A na Podkarpaciu, gdzie bój był ostry, osiągnęliśmy 11 proc. W Kazimierzy Wielkiej – 14 proc. W Lubartowie i Piekoszowie zdobyliśmy nawet mandaty radnych, dlatego jestem pewien, że zdobędziemy do Parlamentu Europejskiego 10 proc.
Wasze notowania spadły po pojawieniu się Polski Razem. Wygląda na to, że zjadacie sobie wzajemnie elektoraty.
Na samym początku tak było. Ale Solidarna Polska powstała, bo połączyła nas wspólna idea, a oni są razem z konieczności. Jarosław Gowin dał się wypchnąć z PO, więc musiał coś ze sobą zrobić. Paweł Kowal chce nadal być w europarlamencie, a nie miał skąd kandydować, podobnie jak Adam Bielan, a Przemysław Wipler porzucił PiS bez specjalnego pomysłu na siebie. Polska Razem to jest partia z rozpaczy. Nie mają w sobie siły, która pozwoli przetrwać zły czas. Procesy rozkładowe już widać. Wipler nie pogodził się z faktem, że nie dostał jedynki do europarlamentu w Warszawie. Za chwilę wyjdzie do Korwina i Polska Razem będzie Polską Osobno. Nie tracę jednak nadziei na porozumienie z tą formacją.
U was też widać niepokój. Za wszelką cenę staracie się odróżnić od PiS. Zablokowaliście uchwałę z okazji 25. rocznicy Okrągłego Stołu, krytykujecie Jarosława Kaczyńskiego za jego zaangażowanie na Ukrainie.