Przebieg sobotniej Rady Krajowej PO to wyraźny dowód na to, o czym sztabowcy wszystkich partii mówią po cichu: premier i Platforma politycznie zyskują na ukraińskiej zawierusze. Odkąd Rosja zajęła Krym, osobiste notowania popularności Donalda Tuska i partyjne wyniki PO idą w górę, co przywróciło w partii wiarę w zwycięstwo w eurowyborach.
Nie ma się zatem co dziwić, że premier – dobrze wyczuwający społeczne nastroje – postanowił ukraińską kartą zagrać wyjątkowo mocno. Stąd niespodziewana obecność na konwentyklu PO Witalija Kliczki, jednego z nowych liderów ukraińskiej polityki.
To zręczny gest, bo popularność Kliczki wykracza daleko poza kręgi życzących dobrze Ukrainie. „Dr Żelazna Pięść" to najwybitniejszy współczesny bokser, a do tego od sześciu lat działacz polityczny.
Inna rzecz, że Kliczko to polityczna zagadka. Był doradcą prozachodniego prezydenta Wiktora Juszczenki, ale gdy zaczynał samodzielną karierę polityczną w wyborach na mera Kijowa, uchodził za związanego z prorosyjskimi oligarchami.
Dziś jego partia UDAR pozostaje poza rządem, który utworzyły ugrupowania popierane przez Majdan. Ostatnio jako kandydat na prezydenta Ukrainy oświadczył, że jego kraj powinien mieć broń atomową. Wciąż jednak dla wielu polityków – także dla Tuska – jest dobrym politycznym gadżetem i celebrytą, w którego sławie warto się ogrzać.