Miłość w starych dekoracjach

Ludzie byliby szczęśliwsi, gdyby czytali starych, wielkich poetów. Gdyby przy tym Polacy na swój pohybel nie dali sobie wmówić bzdury, że symbol Matki - Polki to obraz ośmieszonej, sfrustrowanej, zaharowanej jak szkapa nieporadnej proletariuszki, dla której macierzyństwo jest zawalidrogą w realizowaniu się w życiu.

Publikacja: 28.05.2014 14:02

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

„Teraz, kiedy piszę te słowa oczy matki spoczywają na mnie. Te oczy uważnie i czule pytają milcząc: co cię martwi synku?  (...)

Oczy matki wszystko widzące patrzą przez całe życie i patrzą po śmierci z „tamtego świata". Nawet jeśli syn zamieniony został w maszynę do zabijania albo zwierzę mordercę oczy matki patrzą na niego z miłością...patrzą.

Kiedy matka odwróci oczy od swojego dziecka dziecko zaczyna błądzić i ginie w świecie pozbawionym miłości i ciepła.

Jutro jest Dzień Matki. Nie pamiętam, czy w moim dzieciństwie był taki oficjalny dzień...W moim dzieciństwie każdy taki dzień roku był dniem Matki. Każdy poranek był dniem matki. I południe i wieczór i noc." -

to pierwsze wersety książki Tadeusza Różewicza o własnej matce („Matka odchodzi"). Tonu tego poeta do końca nie zmienia tam na jotę. Zbiera w książce wierszem i prozą teksty własne i napisane przez braci Różewiczów. Umieszcza wspomnienia samej Stefanii Różewicz.

– „Mamo, Kochanie moje" – wyznaje co rusz. – „Rozmawiam z Tobą" – powtarza. „To, co w naszym domu było najdroższe i najpiękniejsze, to Mama" – pieczętuje cały tomik takim, końcowym zdaniem.

Daje i poruszające karty swojego dziennika z dni matczynego umierania. Książeczkę ze wspomnień, fotografii, wyznań i najczulszych opisów matki poeta złożył w wiele dziesiątek lat od jej śmierci. Po czterdziestu paru latach miłość do matki była wciąż bijącym źródłem dla tego awangardowego poety, bez którego sztuk nie ma także nowoczesnego, polskiego dramatu, ani teatru.

Ciekawe, czy w szkołach dotąd wpiera się bezbronnym dzieciom głupstwa ukute kiedyś dla pożytku socpropagandy, że Różewicz, jako żałobnik po unicestwionych przez wojnę wartościach, ogłaszał głównie koniec świata? Sens wielu aktualnych, medialnych wypracowań po jego niedawnej śmierci wydaje się echem takich bezmyślnie klepanych belferskich matryc.

Ale choćby sam poeta zapewniał przekornie „Mój świat, który próbowałem budować przez pół wieku wali się pod gruzami domów szpitali i świątyń umiera człowiek i bóg, umiera człowiek i nadzieja, człowiek i miłość." - to ja w coś podobnego nie wierzę. Przerażenie światem, bunt wobec zła nie są cynizmem, a ten człowiek mówi głośno i wprost, czym jest miłość. Zdaje mi się, że rozumiem zażenowany uśmiech branego na spytki poety. Co tu tłumaczyć.

„Może te moje słowa trafią do matek które porzuciły swoje dzieci na śmietniku albo do dzieci, które zapomniały o swoich rodzicach w szpitalach i przytułkach." - poeta zbuntowany gardził przecinkami, ale świat jego duszy jest światem serca, wartości tysiąckroć starszych niż zasady interpunkcji. Jest to, niestety, krajobraz mocno spłowiałych na współczesnym powietrzu dekoracji, w których symbolicznie skonał na rzymskim gruzowisku bohater jego opowiadania („Śmierć w starych dekoracjach") .

W środowisku dzieci Frankensteina - bezzmarszczkowych, wyciosanych z tłuszczu, zszytych z ludzkiej skóry, zbudowanych z botoksu, silikonu, akrylowych paznokci i nalepianych pukli - ten stary artysta jest wielkim nonkonformistą. „Kocham stare kobiety, dobre kobiety, mądre kobiety" – chcę tego słuchać i gwiżdżę na klub starców do końca zadyszanych w pogoni za młodością.

Trzeba dziś granitowego piedestału, by napisać i tak:

„Za wszystkie głupie żarciki

Rzezańców z pisemek humorystycznych

Za dowcipy zięciów

Którzy piją („nasze kawalerskie")

Przeproście teściową

Starą kobietę która wyciąga ręce

Aby się ogrzać przy ognisku domowym

Pokłońcie się do samej ziemi

Głupie konie rżące na dźwięk

Tego szanownego imienia

I powiedzcie ludzkim głosem

„Chodź matko do nas" „

(T. Różewicz „Dytyramb na cześć teściowej")

W mojej historii literatury Różewicz jest poetą wartości i rodziny. „Matka odchodzi" jest unikalną odą do miłości matczynej, ale także ojcowskiej i braterskiej, których matka jest zawsze początkiem.

Ludzie byliby szczęśliwsi, gdyby czytali starych, wielkich poetów. Gdyby przy tym Polacy na swój pohybel nie dali sobie wmówić bzdury, że symbol Matki - Polki to obraz ośmieszonej, sfrustrowanej, zaharowanej jak szkapa nieporadnej proletariuszki, dla której macierzyństwo jest zawalidrogą w realizowaniu się w życiu. By uwierzyli, że miłość macierzyńska ocala ich samych i świat. A gdyby nie ta miłość, na przykład, nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że kiedykolwiek istniała Stefania Różewicz. I nie byłoby, zdolnego ocalić i nas, wyznania poety:

„Przez wiele lat obiecywałem mamie trzy rzeczy, że zaproszę ją do Krakowa, że pokażę Zakopane i góry, że pojadę z Mamą nad morze. Mama nie zobaczyła nigdy w życiu Krakowa. Nie widziała ani Krakowa ani gór (z Morskim Okiem w środku) ani morza. Nie dotrzymałem obietnic...Minęło od śmierci Mamy prawie pół wieku...(...) Czemu Jej nie zawiozłem do Krakowa i nie pokazałem Sukiennic, kościoła Mariackiego, Wawelu...Wisły.

No tak! Syn mieszkał w Krakowie...młody „obiecujący" poeta...i ten poeta, który tyle wierszy napisał dla matki dla wszystkich matek... nie przywiózł Mamy do Krakowa w roku 1947 ani w 1949... Nigdy mi nie przypominała, nie robiła wyrzutów.

Mama nie widziała Warszawy. Mama nigdy nie leciała samolotem, nie płynęła statkiem. Nigdy nie byłem z Mamą w cukierni, w restauracji, w kawiarni, w teatrze, operze... ani na koncercie... byłem poetą. Napisałem poemat „Opowiadanie o starych kobietach" napisałem wiersz „Stara chłopka idzie brzegiem morza"... Nie zawiozłem Mamy nad morze... nie usiadłem z nią nad brzegiem, nie przyniosłem muszelki albo bursztynowego kamyczka. Nic... i ona nigdy nie zobaczy morza... i nigdy nie zobaczę jej Twarzy i uśmiechu, kiedy patrzy na morze... (...) I nie mam nawet tej pociechy, że Mama „na tamtym świecie" idzie przez Planty, przez Kraków, na Wawel... Czy w niebie jest morze, nad którym siedzą nasze Matki w biednych salopkach, płaszczach, pantoflach i kapeluszach?"

Rozglądam się po bałtyckiej plaży i nie mam wątpliwości, że morze w niebie musi istnieć. Tak jak kawiarnia, cukiernia, kino, teatr, statek, samolot, Kraków, Wawel, Warszawa, a nawet zwyczajny hipermarket.

„Teraz, kiedy piszę te słowa oczy matki spoczywają na mnie. Te oczy uważnie i czule pytają milcząc: co cię martwi synku?  (...)

Oczy matki wszystko widzące patrzą przez całe życie i patrzą po śmierci z „tamtego świata". Nawet jeśli syn zamieniony został w maszynę do zabijania albo zwierzę mordercę oczy matki patrzą na niego z miłością...patrzą.

Pozostało 94% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości