– „Mamo, Kochanie moje" – wyznaje co rusz. – „Rozmawiam z Tobą" – powtarza. „To, co w naszym domu było najdroższe i najpiękniejsze, to Mama" – pieczętuje cały tomik takim, końcowym zdaniem.
Daje i poruszające karty swojego dziennika z dni matczynego umierania. Książeczkę ze wspomnień, fotografii, wyznań i najczulszych opisów matki poeta złożył w wiele dziesiątek lat od jej śmierci. Po czterdziestu paru latach miłość do matki była wciąż bijącym źródłem dla tego awangardowego poety, bez którego sztuk nie ma także nowoczesnego, polskiego dramatu, ani teatru.
Ciekawe, czy w szkołach dotąd wpiera się bezbronnym dzieciom głupstwa ukute kiedyś dla pożytku socpropagandy, że Różewicz, jako żałobnik po unicestwionych przez wojnę wartościach, ogłaszał głównie koniec świata? Sens wielu aktualnych, medialnych wypracowań po jego niedawnej śmierci wydaje się echem takich bezmyślnie klepanych belferskich matryc.
Ale choćby sam poeta zapewniał przekornie „Mój świat, który próbowałem budować przez pół wieku wali się pod gruzami domów szpitali i świątyń umiera człowiek i bóg, umiera człowiek i nadzieja, człowiek i miłość." - to ja w coś podobnego nie wierzę. Przerażenie światem, bunt wobec zła nie są cynizmem, a ten człowiek mówi głośno i wprost, czym jest miłość. Zdaje mi się, że rozumiem zażenowany uśmiech branego na spytki poety. Co tu tłumaczyć.
„Może te moje słowa trafią do matek które porzuciły swoje dzieci na śmietniku albo do dzieci, które zapomniały o swoich rodzicach w szpitalach i przytułkach." - poeta zbuntowany gardził przecinkami, ale świat jego duszy jest światem serca, wartości tysiąckroć starszych niż zasady interpunkcji. Jest to, niestety, krajobraz mocno spłowiałych na współczesnym powietrzu dekoracji, w których symbolicznie skonał na rzymskim gruzowisku bohater jego opowiadania („Śmierć w starych dekoracjach") .
W środowisku dzieci Frankensteina - bezzmarszczkowych, wyciosanych z tłuszczu, zszytych z ludzkiej skóry, zbudowanych z botoksu, silikonu, akrylowych paznokci i nalepianych pukli - ten stary artysta jest wielkim nonkonformistą. „Kocham stare kobiety, dobre kobiety, mądre kobiety" – chcę tego słuchać i gwiżdżę na klub starców do końca zadyszanych w pogoni za młodością.