Dużo mówi się w dzisiejszych czasach o tym, by uczyć się na błędach z historii. By wyciągać wnioski z porażek. By nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki.
I choć tak dużo się o tym mówi, to nadal wygląda na to, że dla wielu ludzi na świecie maksymy te wydają się jakby przereklamowane.
Weźmy na przykład Stany Zjednoczone. Kraj, który w ostatnich czasach zdecydowanie miał, na czym się uczyć i z czego wyciągać wnioski. Był Wietnam. Były dwie niekończące się, krwawe, kosztujące biliony dolarów wojny, które zamiast polepszyć sytuację polityczną w regionie, tylko je pogorszyły; Dodajmy jeszcze do tego konsekwencje małego bombardowanka Libii. Wydawałoby się, że tak traumatyczne doświadczenia nauczyłyby większość ludzi, by przed użyciem siły militarnej, należy przynajmniej poważnie przemyśleć możliwe jej konsekwencje. Okazuje się jednak, że nie do wszystkich trafia ta logika.
Jednym z takich nieprzekonanych jest znany i wpływowy konserwatywny publicysta i były członek administracji George Busha seniora Bill Kristol. Kristol, który wsławił się wcześniej między innymi błyskotliwą prognozą dotyczącą wojny w Iraku - przewidywał on, że wojna potrwa "góra dwa miesiące" - teraz znów chciałby zbombardować Irak, by wykurzyć stamtąd radykałów z "Państwa Islamskiego". Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: dlaczego nie! Oto, jak publicysta argumentował na antenie Fox News swój entuzjazm dla nalotów:
Co by zaszkodziło zbombardować [ISIL] przez kilka tygodni i zobaczyć, co się stanie? Nie sądzę, żeby mogło to przynieść jakieś niezamierzone złe efekty uboczne. A moglibyśmy przy tym zabić wielu złych ludzi.