Facebook nie jest miejscem na rzeczową dyskusję. Tam możemy się co najwyżej poprzerzucać komentarzami, żeby podnieść sobie ciśnienie. Nikt tam nie zostawi komentarza po to, by ewentualnie zrozumieć inne racje czy dać się przekonać. Więcej sensu ma publiczna, rzeczowa rozmowa jeden na jeden. Super, gdyby udało się to zrobić przed kamerami, jeśli oczywiście celem jest chęć naprawienia tego, co się w muzyce popsuło. A to już inna kwestia. Osobiście mam negatywny stosunek do polskich festiwali, ale nie uważam, żeby moja opinia była nadrzędna. Wiem, że są ludzie, którzy potrzebują innego rodzaju muzyki i rozrywki i nie uważam się za muzycznego zbawiciela, choć bardzo dużo rzeczy mi przeszkadza, o czym na prawo i lewo opowiadam. Jednak zbijanie hejterów na Facebooku jest bezcelowe - to jest jak z osami. Zabijesz jedną, przyleci całe stado i, układając się w wielką strzałę, skieruje się prosto na naszą pupkę, by zemścić się za siostrę. Tak przynajmniej było w bajkach.
Uważam, że dyskusja na temat poziomu muzycznego, misyjności TVP, sensu ciągnięcia kolorowych jarmarków tylko z powodu sentymentu, szukanie alternatywnych rozwiązań nie powinna odbywać się na Facebooku. Tam TVP szuka gości do śniadaniowych programów, wytwórnie muzyczne na podstawie wklejek na wallach wiedzą, kto jest popularny wśród takiej a takiej grupy wiekowej, muzycy wylewają swoje żale. Lepiej byłoby potraktować się poważnie i spróbować znaleźć kompromis. Oczywistym jest, że TVP nie zrezygnuje z komercyjnego charakteru imprezy, wszak musi się to podobać większości. Natomiast organizując już imprezę można by odświeżyć jej format i rzeczywiście trochę ten strych posprzątać, ponieważ zapraszanie ciągle tych samych osób na scenę jest smutnym obrazem rzeczywistości muzycznej, która tak zupełnie nie wygląda. Naukowcy odkrywają kolejne cząsteczki, samochody na ładowarkę, sportowcy poprawiają swoje „życiówki", a z tego, co widzimy w telewizji, nikt poza Marylą i Perfectem nie jest wart naszej uwagi. Jest milion muzyków w Polsce, którzy chętnie pomogliby w odświeżeniu odcienia tej muzycznej szarości, ale lęki ze strony organizatorów i trzymanie się sprawdzonej formuły wpływają na ogólne wrażenie, że robi się Polaków w trąbę. Nikt jednak nie przejmie się łkaniem na Facebooku. Działajmy, zróbmy protest pod tęczą! Pod tęczową nutką! Niech w Warszawie stanie pomnik Nieznanego Muzyka! Partytura w skale, Nieznany Utwór Andrzeja Cierpiącego! Żartowałam...
Co mi jeszcze przeszkadza to to, że Natalia jest nawróconą chrześcijanką i jakoś nie do końca pasuje mi obraz studiującego Pismo Święte chrześcijanina siedzącego non stop na Facebooku. Wiem, że to, co piszę, może to na pierwszy rzut oka dla niewtajemniczonych źle wyglądać, ale z tego, co miałam okazję podpatrzeć, to nawróceni budują swoje życie głównie na Słowie Bożym i jedną stopą są już w Niebie niebieskim. Bóg sam ostrzegał, że na Ziemi będzie masakra i beznadzieja, więc nie rozumiem teraz tej zaciętości w komentowaniu. Po drugie – każdy ma prawo do swojego zdania, więc tym bardziej osoba, która rozumie więcej, doznała oświecenia i widzi sens życia, czyli nawrócony, nie powinien przejmować się tak błahymi sprawami, jak hejtowanie na Facebooku. Po trzecie – w głowie mam obraz chrześcijanina mądrego i pokornego, a tu ani pokory, ani finezji. Językowej i argumentacyjnej, ale to już mój odbiór. A argument powtarzany w ripostach w kółko, że zamiast tej maskarady muzycznej, można by wstawić lepszych - jest przecież wybitny i niedoceniony Krzyś Zalewski, Maja Kleszcz i inne osoby, które przecież miały swoje pięć minut w telewizji. No z deszczu pod rynnę. Taka chęć zrobienia rewolucji, ale tymi samymi klockami. Mam domek, ale jest beznadziejny. Wstawię inne lego-drzwiczki. O! Zupełnie inaczej!
Nie rozumiem, czy Natalia Niemen chce wychowywać dzieci, tworzyć skomplikowane formy muzyczne, a nie piosenki, jak sama napisała, chwalić Pana pieśniami chrześcijańskimi, prowadzić festiwal w Opolu, na którym później nie zostawia suchej nitki, czy być dyrektorem artystycznym komercyjnych imprez. Skoro prowadziła koncert w Opolu, poznała organizatorów. Skoro ich zna, mogłaby spróbować się porozumieć, a nie prowadzić na fanpejdżu kłótnioszki jak jakieś nastolatki na stronach poświęconych kotkom i pieskom. To wszystko jest jakieś takie niesmaczne i przyznam szczerze, że odczuwam po zapoznaniu się z tą aferą niepokój i lęki, jakie odczułam po rzuceniu okiem na line up festiwalu. Wiem o co chodzi Natalii Niemen, ale przybija mnie do krzyża beznadziei język i sposób prowadzenia dyskusji. Tym bardziej, że jeszcze w zeszłym tygodniu latałam w chmurach po przeczytaniu jednym tchem świetnie napisanej książki Andrzeja Saramonowicza „Chłopcy", która sprawiła, że odzyskałam wiarę w to, że ludzie myślą, mają nieograniczony horyzont, oryginalny punkt widzenia, wyobraźnię i umiejętność przewidywania skutków swojego działania. I nagle wszystko jebło.