Pierwszy w historii zwycięzca z Korei Południowej to pianista pomimo młodego wieku już bardzo doświadczony na światowych scenach. Złoty medal dla Seong-Jin Cho oznaczał jednak zawiedzione nadzieje na sukces u Polaków i Japończyków. Po raz kolejny i to pomimo nagrody publiczności dla Szymona Nehringa, czy ekipy japońskiej TV dokumentującej każdy krok Aimi Kobayashi po spodziewane zwycięstwo.
Nie udało się jeszcze odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Azjaci tak bardzo czują muzykę kompozytora z kompletnie odległego im świata. Skład tegorocznego finału - 6 na 10 pianistów pochodziło z Azji lub miało azjatyckie korzenie - dawał tego dobitny wyraz. Można próbować na to pytanie odpowiadać szybko, że Azjatów zwyczajnie jest więcej i dysponują większymi środkami na naukę muzyki, co statystycznie tworzy więcej okazji do wyłapania muzyków o niespotykanych zdolnościach. Jednak w tej polsko-romantyczno-azjatyckiej przyjaźni jest coś zdecydowanie więcej, co frapuje nie mniej niż trudne do muzycznego wytłumaczenia zakończenie etiudy rewolucyjnej Chopina. Na dalekich wyspach Oceanii znajdziemy fanów Metalliki, a na mongolski stepach ktoś prawdopodobnie zanuci Michaela Jacksona, ale muzyka Fryderyka zdołała zasiać ziarno na gruntach teoretycznie dla niej zbyt dalekich i nieprzychylnych. Pytanie pozostaje na razie w kategorii tych niewyjaśnionych.