Mecenas Dorota Brejza, żona europosła Krzysztofa Brejzy, inwigilowanego Pegasusem w 2019 r., zarzuciła nam w tekście „Pegasus. Nie rozmydlić prawdy” („Rzeczpospolita”, 11 marca 2024 r.) świadomą dezinformację mającą na celu wybielenie autorów ataków na jej męża oraz bagatelizowanie działania tak inwazyjnego systemu jak Pegasus.
Trudno chyba o większy zarzut stawiany niezależnym od władzy i polityki dziennikarzom. Jest on dla nas nie tylko bolesny, ale i krzywdzący – mec. Dorota Brejza zapewne zna nasze publikacje, które dotyczą działania nie tylko tego systemu, sprawy jej męża, ale także funkcjonowania służb specjalnych w Polsce. Nigdy nie podważałyśmy rangi sprawy Krzysztofa Brejzy. I to my pierwsze napisałyśmy tekst o tym, że aby sięgnąć po Pegasusa, wykorzystano sprawę o faktury na 300 tys. zł.
Czytaj więcej
- Kwestia używania systemu Pegasus do podsłuchiwania i inwigilowania naszych obywateli musi znale...
Nasz tekst „Cała prawda o Pegasusie” („Rzeczpospolita”, 8 marca 2024 r.) w żadnym aspekcie nie odnosił się do sprawy Krzysztofa Brejzy, nie ma w nim o tym ani słowa. Interesowała nas techniczna strona działania tego systemu w Polsce oraz wymogów, jakim podlegały wnioski o jego zastosowanie – i temu artykuł był poświęcony.
Istotne szczegóły działania systemu
Wszystko, co dotychczas ukazywało się w przestrzeni publicznej, było bowiem spekulacjami na ten temat. Nasz tekst ujawniał wiedzę dotąd nieznaną – jak naprawdę system działał w Polsce, w jakie moduły był wyposażony, a w jakie nie, co służby wpisywały do wniosków o kontrolę operacyjną – to wiedza potrzebna opinii publicznej także po to, by „oddemonizować” wiele nieprawdziwych informacji na ten temat. Wbrew tezom mec. Doroty Brejzy nasz tekst nie stawał po żadnej ze stron, nikogo nie wybielał. Nie opisywał spraw ani osób, wobec których użyto Pegasusa. Dlaczego więc wywołał takie emocje?