Człowiek, który przyjedzie do Polski z jakiegoś normalnego kraju i spróbuje zrozumieć, dlaczego nasze media działają tak, jak działają, musi wpaść w poznawczy popłoch. Mogę to powiedzieć na przykładzie pewnego Hiszpana, któremu z kolegą tłumaczyliśmy, dlaczego opozycja i jej media twierdzą, że poprzednie wybory nie były uczciwe. Wyjaśniliśmy, że to kwestia TVP, która jest podporządkowana rządowi. Hiszpan zrobił wielkie oczy, poprosił o powtórzenie, a na koniec podsumował: „Przecież u nas też tak jest. Kiedy zmienia się władza, wymieniają szefa publicznej telewizji”. Tymczasem w Polsce w owym czasie triumfy święciła narracja, że wybory nie były uczciwe i demokratyczne. Zapewne dlatego, że wygrał je PiS.

Nie ma chyba nawet potrzeby opisywać wszystkich politycznych absurdów, jakimi wypełnione są polskie media. Znaczna ich część już nawet nie udaje, że opisuje świat. Dziennikarze, w dużej mierze, stali się najbardziej zajadłymi kibicami dwóch głównych partii. Usprawiedliwiają każde świństwo „naszych” i wyolbrzymiają każde potknięcie „tamtych”. Nie ma chyba kraju, gdzie regularnie głównymi „newsami” w mediach elektronicznych (zwłaszcza w telewizji i internecie) stają się wypowiedzi polityków. Gdyby ktoś zapomniał, a w Polsce jest to możliwe, newsem jest jakieś wydarzenie. A wypowiedź do tej kategorii się nie zalicza.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Niemoralny Milan Kundera

Wszystko to razem sprawia, że od kiedy media głównego nurtu skupiły się na wojnie między PiS i PO (a było to, przypomnę, gdzieś około roku 2005), przestały zauważać cokolwiek innego. Taki zabieg wspaniale porządkuje świat, dziennikarz służy siłom dobra i zwalcza zło, a to go zwalnia od refleksji.

Tymczasem sytuacja do refleksji skłania. Wydaje się, że sondażowy (na razie) sukces Konfederacji jest właśnie efektem krańcowej polaryzacji, której to ugrupowanie się wymyka. Młodzi ludzie, którzy w większości są wyborcami konfederatów, tak jak ich ulubieńcy uważają, że „PiS i PO to jedno zło”. To jest ten system, który chcieliby rozwalić. Oligarchia wspierana przez media. Sukces Konfederacji w najbliższych wyborach jest w zasadzie pewny. Co on oznacza, jeden Bóg raczy wiedzieć. Ale chyba nic dobrego, bo wielu jest tam polityków nieprzewidywalnych. Jeśli Grzegorz Braun zostanie ministrem kultury, będzie to zawdzięczał przede wszystkim mediom.