Parada równości staje się z roku na rok coraz bardziej frapującym wydarzeniem. Od pewnego czasu uczestniczą w niej choćby największe globalne korporacje, których działalność ma – najoględniej rzecz ujmując – niewiele wspólnego z lewicowym światopoglądem. Do tego część z nich owija swe brandy w tęczową flagę nieco wybiórczo. Jest z niej dumna na ulicach Warszawy, ale już niekonieczne w kilku innych państwach, z którymi robi interesy – m.in. w Rosji, Turcji, Emiratach Arabskich czy Arabii Saudyjskiej. Czyli tam, gdzie los osób z mniejszości seksualnych jest chyba nieco trudniejszy niż w Polsce.
Czytaj więcej
Przez Warszawę przeszła Parada Równości, która w tym roku odbyła się pod hasłem "Wróżymy równość i piękność". - Cała społeczność LGBT+ w Warszawie zawsze będzie bezpieczna - powiedział, otwierając marsz, prezydent stolicy Rafał Trzaskowski.
Pinkwashing i rainbow washing (z angielskiego „pranie tęczy”), realizowane przez wielkich graczy, pokazują, że od gorącej nie tak dawno temu w Polsce dyskusji o tym, czy ruch LGBT jest ideologią, ważniejsze jest co innego – już nie sam fakt, ale tempo procesu, w jakim staje się on biznesem. „Nieheteronormatywni” są bowiem po prostu lepszymi, bardziej wartościowymi z punktu widzenia sprzedawcy klientami. Po pierwsze, w wielu krajach uchodzą za trendsetterów, wyznaczają kierunki konsumenckie, w których podąży heteroseksualna większość, a po drugie, należą do grupy marketingowej DINK (double incomes, no kids). Wydają pieniądze na siebie – na ubrania, podróże, sprzęt elektroniczny – nie na potomstwo. Pisał o tym kilka lat temu w artykule „Marketing LGBT+” Grzegorz Miecznikowski, ekspert ds. sprzedaży. I aktywista LGBT przy okazji. Parada staje się więc przedsięwzięciem coraz mniej „równościowym”, za to coraz bardziej dochodowym.
Druga sprzeczność, jaka dotknęła tegorocznej parady, to zjawisko, które dotarło do Polski z opóźnieniem. Wydarzenie to zbojkotowała duża część homoseksualistów w proteście przeciwko „zawłaszczaniu” go przez transseksualistów i osoby identyfikujące się jako niebinarne. Spór między tymi dwoma „podgrupami” ruchu LGBT jest w tej chwili na Zachodzie chyba najostrzejszym frontem walki światopoglądowej. Obrazuje on doskonale, jak ideologia woke, „przebudzenia świadomości”, pożera swój własny ogon.
Te wewnętrzne sprzeczności – z jednej strony zawłaszczanie pierwotnie lewicowej idei przez najbardziej agresywnych spośród kapitalistycznych hegemonów, z drugiej pożeranie przez rewolucję seksualną swoich nie dość jeszcze przebudzonych (lub przysypiających) dzieci – będą z czasem narastać. Nie ostoi się królestwo wewnętrznie rozdarte.