Korespondencja ze Stambułu
W 600-osobowym parlamencie rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) uzyskała 266 miejsc, a jej mniejszy koalicjant, Partia Ruchu Narodowego (MHP) – 50 miejsc (10 proc. głosów). Większość parlamentarna nie jest może przygniatająca, ale koalicja powinna być stabilna, szczególnie pod prawie pewną prezydenturą Erdogana.
Wynik głównej siły opozycyjnej, kemalistowskiej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), jest poniżej oczekiwań. Uzyskała 25 proc. głosów, czyli nie poprawiła notowań od poprzednich wyborów. Opozycyjni nacjonaliści, Partia Dobra, która składa się głównie z rozczarowanych i zmęczonych współpracą z Erdoganem byłych członków MHP, zdobyła niecałe 10 proc. głosów. Jeszcze kilka tygodni temu mogli liczyć na mocne kilkanaście procent. Najbardziej rozczarowała jednak prokurdyjska Partia Zielonej Lewicy, która zdobyła zaledwie 8,8 proc. Kurdowie zdobędą wprawdzie więcej miejsc niż obie nacjonalistyczne partie dzięki sprzyjającemu systemowi przydziału mandatów (w kurdyjskich prowincjach Kurdowie uzyskali świetne wyniki), ale to i tak mniej niż w poprzednich wyborach i znacznie mniej od aspiracji Kurdów.
Czytaj więcej
Do rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich potrzebna będzie druga tura. Z niepełnych danych podawan...
Wybory okazały się zwycięstwem narodowych i prawicowych narracji. Takie suflowały prorządowe media, podobnie jak przewodniczący MHP, Devlet Bahceli, powtarzający na wiecach wyborczych do znudzenia „CHP-HDP-PKK” – przekonując, że głos na socjaldemokratów z CHP jest głosem na prokurdyjski program HDP, a ten Bahceli zrównuje z kurdyjską organizacją terrorystyczną PKK. Wielu tureckich wyborców, szczególnie sympatyków prawicowej Partii Dobra, ale i CHP, nie chciało oddać władzy w ręce koalicji, w której głos mieliby Kurdowie. Jak się okazuje, ten przekaz trafił do wielu wyborców. MHP udało się poprawić swoją pozycję w parlamencie wobec silniejszego koalicjanta, AKP.