Do węgierskiej stolicy jeżdżę regularnie od ponad 35 lat. Pierwszy raz byłem tam jeszcze za czasów Kadara. I wtedy, w porównaniu z szarą Polską lat 80., Budapeszt to był Zachód. W sklepach coca-cola i salami, a na Nepstadion występowali Scorpions, wtedy u szczytu popularności. Zresztą ten sam zespół nagrał własną wersję hitu węgierskiej Omegi „Gyöngyhajú lany” („Dziewczyna o perłowych włosach”). O tak, również w tej dziedzinie bratankowie znad Dunaju byli daleko przed nami, w pełni włączeni w obieg światowej popkultury. Jako nastolatek, niezbyt zainteresowany historią, nie miałem pojęcia, jaką cenę zapłacili Węgrzy za względny dobrobyt czasów „gulaszowego komunizmu”. Ale wtedy im zazdrościłem.
Wracałem do Budapesztu jeszcze kilka razy, już po zmianie ustroju. I cywilizacyjna wyższość węgierskiej stolicy nad Warszawą, a kraju nad Balatonem nad Polską, w zasadzie była dla mnie oczywista. Aż do teraz.
Czytaj więcej
W tę Wielkanoc „Znachora” będzie można zobaczyć w telewizji aż 11 razy. Zaskakujące? Ależ skąd! Przecież to film o zmartwychwstaniu! A poza tym wielkanocna emisja „Znachora” to już tradycja.
Nie mówię nawet o wskaźnikach ekonomicznych. Polskie PKB jest wyższe od węgierskiego, a nasza inflacja, choć rekordowa, to zdecydowanie niższa. W takich sprawach warto jednak polegać na własnych obserwacjach. A to, co widziałem kilka dni temu w Budapeszcie, prowadzi do wniosku, że Węgry są krajem pogrążonym w stagnacji, żyjącym w cieniu swojej dawnej świetności. Drogi są dziurawe, infrastruktura kiepska, inwestycji prawie nie widać, a to, co można zobaczyć po drodze z największego lotniska kraju do centrum stolicy, to estetyczny koszmar. Polakowi przypominają się najgorsze czasy lat 90. Z ich reklamozą, supermarketozą i sypiącymi się blokami. Imponujące budowle w centrum Budapesztu, wzniesione za czasów Austro-Węgier, domagają się remontu. Tak jak wspaniałe łaźnie z przełomu wieków. Symbolem tej sytuacji jest zamknięcie przepięknego hotelu Gellert, nieczynnego od kilku lat.
Warszawa jest na tle Budapesztu miastem zadbanym i dynamicznym, ze świetną infrastrukturą. Choć przecież wszyscy mieszkańcy naszej stolicy wiedzą, że ma liczne wady. Nie lubię poprawiać sobie samopoczucia cudzym kosztem, ale wizyta na Węgrzech autentycznie daje powody do dumy z polskiej transformacji.