Arkadiusz Stempin: Iluzja odjaniepawlenia

Trudno przypuszczać, by z kapitałem tak autorytarnej postaci jak papież Polak Kościół w Polsce mógł zatrzymać przy sobie młodych – pisze historyk.

Publikacja: 19.07.2022 03:00

Arkadiusz Stempin: Iluzja odjaniepawlenia

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Nie wystarczy, jak proponuje redaktor Tomasz P. Terlikowski, „odjaniepawlić” polskiego papieża („Plus Minus” z 26 czerwca 2022 r.), czyli z pamięci o nim zedrzeć polor kiczu, by uratować polski Kościół. Ucieczka młodych ludzi z Kościoła i uwiąd tzw. pokolenia JP2 są organicznie związane z konserwatywnym modelem katolicyzmu, jaki on ucieleśniał.

Papież superstar to za mało

Owszem, Jan Paweł II rzucił rękawicę komunizmowi, wsparł dialog międzyreligijny, wskazywał na pułapki globalizacji, a prowadzącym wojnę przemawiał do sumienia. Dla tych i innych celów pontyfikatu dyskontował tak widoczne w latach 90. zjawisko medialnej autoprezentacji. Stąd, pomimo spadku zainteresowania Kościołem, swoją charyzmą i akcjonizmem, głównie pielgrzymkowym – 104 zagraniczne podróże do 130 krajów, 143 po Italii, 14 encyklik, 201 nominacji kardynalskich, niezliczone spotkania z mężami stanu, gigantami sportu i sceny, jak Mick Jagger, Bob Dylan, księżna Diana – zapewniał Kościołowi stałą obecność w mediach.

Czytaj więcej

Jak przegraliśmy autorytet i pamięć o Janie Pawle II

Tu tkwiła jednak fundamentalna słabość pontyfikatu: masy szły na spotkania z papieżem, odrzucając jego naukę. Po spotkaniu z młodzieżą w Rzymie (2000 r.) place i ulice Wiecznego Miasta tonęły w prezerwatywach.

Dlatego „JP2 superstar” nowoczesną w formie medialną prezentacją nie uratował Kościoła w Europie i w Polsce przed największym kryzysem od czasów reformacji. Nie tylko spersonalizował Kościół, ale trzymał go twardą ręką, uparcie przesuwając go w epokę przedsoborową.

Jednoosobowe centrum dowodzenia

Karol Wojtyła wywodził się z konserwatywnego Kościoła nad Wisłą, dla którego soborowe tezy młodego Josepha Ratzingera były solą w oku. Kard. Stefan Wyszyński, patriarchalny zarządca polskiego Kościoła, wykluczył ze spisu lektur seminariów duchownych „Wprowadzenie do chrześcijaństwa” Ratzingera. Wojtyła, choć w przeciwieństwie do Prymasa Tysiąclecia bywał za granicą, polski model Kościoła z jednoosobowym centrum dowodzenia przeniósł jednak na Kościół powszechny.

Czytaj więcej

Marcin Duma: Młodzi kochają wolność i nie cierpią Jana Pawła II

Nauczanie JP2 nie odróżniało się od nauczania poprzedników. Także oni odrzucali kapłaństwo dla kobiet, środki antykoncepcyjne, aborcję. Jeśli jednak Paweł VI zawracał Kościół z kursu odnowy wyznaczonego przez Jana XXIII, to z niepokojami sumienia i ostrożnie. JP2 robił to z fanfarami i hukiem armat.

Za pontyfikatu Polaka beatyfikacja Jana XXIII spowolniła i zakończyła się dopiero po 35 latach, o co zadbał mianowany prefektem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. Pietro Palazzini, który nie przepadał za papieżem Janem. Przy okazji jego beatyfikacji (2000 r.) przepchnięto wyniesienie na ołtarze arcykonserwatywnego Piusa IX. Jego zasługi: Kościół zamienił w twierdzę, wprowadził dogmat o nieomylności papieskiej i niepokalanym poczęciu Maryi.

Państwo w państwie

Wprawdzie JP2 beatyfikował 1338 i kanonizował 482 osoby, dla wielu inflacyjnie, skoro w średniowieczu między 1198 a 1431 r. przeprowadzono 33 kanonizacje. Ale nasz rodak ręcznie, ponad głowami rzymskiej kurii, forsował kanonizacje autorytarnych ultrakonserwatystów. Jak chorwackiego abp. Alojzego Stepinaca, błogosławiącego podczas wojny Ante Pavelicowi, z liczbą 800 tys. Żydów i serbskich prawosławnych na sumieniu. Czy lidera Opus Dei Josemaríę Escrivá, duchownego z osobowością generała. Jego tajną organizację, w hiszpańskiej wojnie domowej sojuszniczkę gen. Franco, wyniósł JP2 do rangi osobistej prałatury. Czym wyjął ją spod kontroli biskupów i poddał swojej. Tak stworzył państwo w państwie – białą gwardię watykańską z militarnym antykomunizmem i wrogością do II soboru watykańskiego na sztandarze.

Członkami Opus Dei papież poobsadzał kluczowe urzędy w diecezjach i w Watykanie, zwłaszcza w Sekretariacie Stanu i banku watykańskim. Po raz pierwszy członka Opus Dei wprowadził do Kolegium Kardynalskiego (Peruwiańczyk Juan Luis Cipriani Thorne). Od lat 80. pęczniała lista osób związanych z tajnym sprzymierzeniem, od numeru 2 Watykanu, sekretarza stanu Angela Sodano, przez osobistego sekretarza Stanisława Dziwisza, po rzecznika prasowego Joaquína Navarro-Vallsa, wieloletniego przyjaciela papieża.

W 1981 r. Opus Dei w osobie abp. Paula Marcinkusa przejęło zarząd nad miastem watykańskim. Ten szef banku watykańskiego, powiązany z mafią, za przestępstwa finansowe trafił na listę poszukiwanych przez FBI. Pod koniec lat 80. musiał ustąpić, ale wtedy finanse Watykanu papież powierzył świeckim bankierom rekomendowanym przez Opus Dei. Co nie mniej istotne, „boże dzieło” wyparło w Watykanie dwa liberalne zakony, franciszkanów i jezuitów. Ujawniło się to w atakach na jezuickiego kardynała Mediolanu Carla Marię Martiniego i zsyłce krytycznego redaktora naczelnego „La Civiltà Cattolica” Bartolomea Sorge, też jezuity, na krańce republiki włoskiej – do Palermo.

Brzydki zapach marksizmu

Słabość JP2 do Opus Dei wynikała z wizji rekonkwisty w Kościele i „reewangelizacji” na pustkowiach „cywilizacji śmierci”, przeprowadzonych rękami konserwatywnych, oddolnych ruchów: Wspólnoty Sant’Egidio, Cursillos, Odnowy Charyzmatycznej, Comunione e Liberazione, Focolari, Ruchu Neokatechume- nalnego, Legionistów Chrystusa i Opus Dei.

Członkami Opus Dei papież poobsadzał kluczowe urzędy w diecezjach i w Watykanie, zwłaszcza w Sekretariacie Stanu i banku watykańskim

Temu ostatniemu przypadło w udziale wsparcie Legionistów Chrystusa w szczytnym dziele zdławienia teologii wyzwolenia na kontynencie amerykańskim. Wzmacniały to nominacje biskupie: w Peru (siedem), Chile (cztery), Ekwadorze (dwie), Kolumbii, Wenezueli, Argentynie i Brazylii, San Salvadorze.

Za przylądek do ataku wybrano Peru, by zneutralizować wpływ tamtejszego guru teologii wyzwolenia Gustava Gutierreza – dla Josemarii Escrivy był jak płachta na byka. Zatknęła bowiem teologia wyzwolenia Chrystusa na karabinie i domagała się wsparcia urzędowego Kościoła w zaprowadzeniu dla armii biedaków sprawiedliwości na kontynencie – nie w wieczności, tylko tu i teraz. Co w Watykanie zapachniało marksizmem.

Walka jest zwycięstwem

Legion Chrystusa, militarny w nazwie, sojusznik prawicowych reżimów, wyćwiczony w wojskowej dyscyplinie i katolickiej ortodoksji, tę ostatnią implantował na amerykański kontynent. Za pontyfikatu Polaka edukował elity krajów: 60 tys. studentów w 60 college’ach i na dziewięciu uniwersytetach.

Założyciel Legionu Marcial Maciel kruszył kopię o katolicką ortodoksję zgodnie z zasadą: „walka jest już zwycięstwem”. Dlatego JP2 buntujący się przeciwko komunistom Kościół w Polsce wspierał, a w Ameryce Południowej Kościołowi rzucał kule pod nogi. Kiedy abp Oscar Romero z Salwadoru prosił papieża w Rzymie o pomoc przeciwko prawicowym szwadronom śmierci, których ofiarą padali księża, usłyszał, że musi się porozumieć z juntą.

Tworząc front przeciwko komunizmowi, był JP2 gotów do daleko idących kompromisów. Zaprosił przywódców religijnych do Asyżu. W muzułmańskiej Turcji, kierując wzrok na granice bloku wschodniego, wspomniał o „wspólnych więzach duchowych”. Dla teologii wyzwolenia imprimatur jednak nie było. Odwrotna postawa zagroziłaby kościelnej hierarchii, połączonej siecią powiązań z prawicowymi reżimami na kontynencie.

Niekończącego się labiryntu uwikłań Watykanu JP2 w brudną politykę dostarcza rodzimy włoski matecznik. Granice tego labiryntu zakreślają: śmierć przez powieszenie bankiera Roberta Calviego, uwikłanie abp. Marcinkusa w matactwa banków watykańskiego i Ambrosiano, uprowadzenie nastoletniej obywatelki Watykanu Emanueli Orlandi, wystawienie w rzymskiej bazylice św. Apoloniusza sarkofagu dla mafiosa Enrica de Pedisa, upadek skorumpowanej włoskiej chadecji czy zabójstwo dowódcy Gwardii Szwajcarskiej.

Holenderska neutralizacja

Doktrynalna sztywność papieża wyraziła się najbardziej w złożeniu do grobu zdobyczy soborowej – kolegialności biskupów. Rzymski synod, obradujący wprawdzie cyklicznie, papież sprowadził do organu egzekucyjnego, a biskupów diecezjalnych do namiestników prowincji. Jeśli któryś zaszedł mu za skórę, postępował z nim tak jak z biskupami w Holandii. Przed synodem najbardziej liberalnego lokalnego Kościoła na świecie wezwał na dywanik do Rzymu siedmiu hierarchów, zamknął ich w średniowiecznej sali i nakazał podpisać 46 deklaracji, w których wymusił wyrzeczenie się wszystkich progresywnych praktyk.

W serii nominacji stołkami biskupimi JP2 obdarzył konserwatystów. Dwóch z nich, Matthiasa Gijsena i Adrianusa Simonisa, uczynił szpicą uderzeniową. By im ułatwić życie i zneutralizować liberałów w holenderskim episkopacie, zwiększył liczbę diecezji. A kiedy podczas pielgrzymki do Holandii sprzeciwiło mu się kilka zakonnic, które na czas planowanych czterech noclegów głowy Kościoła w ich klasztorze w Amersfoort nie zamierzały zamienić skromnych świeckich strojów na habity, papież demonstracyjnie tylko jedną noc spędził pod ich dachem.

Jak w Holandii, tak i wszędzie na kardynałów i stołki biskupie awansował konserwatystów. W niemieckiej strefie językowej wiele nominacji przeforsował siłą. W Kolonii wbrew woli kapituły i wiernych narzucił konserwatywnego Joachima Meisnera. Podobnie jak członka Opus Dei w Szwajcarii Klausa Künga, a homoseksualistę Hansa Groëra w Wiedniu.

Hierarchowie w ringu

Rzymski centralizm papieża nie znosił opozycji. Odwrotnie więc liberalnego bp. Karla Lehmana z Moguncji, przewodniczącego niemieckiego episkopatu, czterokrotnie pomijał przy nominacjach kardynalskich. Godność kardynała nadał mu dopiero w dodatkowym rozdaniu, co zneutralizował przyznaniem purpury bp. Johannesowi Dagenhardtowi, liderowi konserwatystów nad Renem.

Owszem, zdarzały się nominacje liberałów – jako odstępstwa od reguły. Normę kreacji biskupiej i kardynalskiej wyznaczała osoba Alfonsa Lópeza Trujillo, który na świat spoglądał nieufnie spod czarnych krzaczastych brwi. Fioletowa, potem purpurowa piuska meksykańskiego hierarchy jak kiedyś beret Che Guevary skrywała centrum wojennego dowodzenia.

„Przygotuj swoje bombowce”, napisał do kolegi Trujillo tuż przed otwarciem konferencji biskupów Ameryki w Puebla. „Przeprowadź bokserski trening, nim wyjdziesz na światowy ring”, radził innemu.

Bo ekscelencja każdego dnia wychodził na ring lub front walki. Walczył z rządami liberalizującymi prawo rozwodowe i aborcyjne czy zezwalającymi na małżeństwa gejów i lesbijek, z naukowcami w białych kitlach od in vitro. Najbardziej jednak walczył z prezerwatywami, które w swoich chytrych, lśniących opakowaniach podbijały biedny kontynent afrykański tak podstępnie jak choroba (AIDS), jakiej miały zapobiec.

Im bardziej maryjny duchowny, tym większe u JP2 szanse na fiolety biskupie czy purpurę. Gloryfikacja Maryi osiągnęła boski status. Jej zadedykował swoje życie. Już jako profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego strony manuskryptu wykładów numerował słowami modlitwy „Ave Maryja”. Do papieskiego herbu wprowadził pierwszą literę jej imienia, która usuwała ze środka chrystusowy krzyż. Herb opatrzył mottem „Cały Twój”. Maryi poświęcił rok kościelny 1987/1988 i encyklikę, która długością pobiła wszystkie dotychczasowe. Ponadto uznał, że zamach na niego, w rocznicę objawień fatimskich, był spełnieniem proroctwa z Fatimy z 1917 r., a zamachowiec tylko dlatego nie pozbawił go życia, że udaremniła to ręka matki Boga. Choć Kościół nie uznał cudu płaczącej madonny we włoskim mieście Civittavecchia, on, prywatnie, uznał to za objawienie.

Z ostatnim namaszczeniem

Równoległe JP2 łamał karki innowacyjnym teologom, którzy w przeszłości odgrywali dużą rolę w nauczaniu Kościoła. Jako pierwszego zakneblował ks. Hansa Künga, Szwajcara z Tybingi, którego pozbawił prawa nauczania teologii. Analogiczny los spotkał Charlesa Currana, profesora katolickiego uniwersytetu w Waszyngtonie, który wykazał absurdalność niektórych tez Kościoła w zakresie etyki seksualnej. Suspendował francuskiego księdza Jacques’a Pohiera, wybitnego holenderskiego teologa Edwarda Schillebeeckxa wezwał na przesłuchanie oraz potępił pięciu amerykańskich autorów książki o seksualności i moralności katolickiej, która została opublikowana za pontyfikatu Pawła VI. Peruwiańskiego księdza Gustava Gutierreza i brazylijskiego zakonnika Leonarda Boffa przymusił do milczenia, bo w ewangelii dopatrzyli się źródeł dla teologii wyzwolenia.

Jeśli przybywał do krajów Europy Zachodniej, to raczej z „ostatnim namaszczeniem”, jak sarkastycznie brzmiały witające go transparenty w Holandii (1980 r.). Już wtedy jego reewangelizacja poniosła porażkę. I raczej trudno przychodzi uwierzyć, że z kapitałem takiej autorytarnej postaci Kościół w sekularyzującej się Polsce zatrzyma przy sobie pokolenie Z i „pokolenie JP2”, którego prawdopodobnie nigdy nie było.

O autorze

Arkadiusz Stempin

Autor jest profesorem Wyższej Szkoły Europejskiej w Krakowie, historykiem i politologiem


Nie wystarczy, jak proponuje redaktor Tomasz P. Terlikowski, „odjaniepawlić” polskiego papieża („Plus Minus” z 26 czerwca 2022 r.), czyli z pamięci o nim zedrzeć polor kiczu, by uratować polski Kościół. Ucieczka młodych ludzi z Kościoła i uwiąd tzw. pokolenia JP2 są organicznie związane z konserwatywnym modelem katolicyzmu, jaki on ucieleśniał.

Papież superstar to za mało

Pozostało 97% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jarosław Kaczyński podpina się pod rolników. Na dłuższą metę wszyscy na tym stracą
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Czy rekonstrukcja rządu da nowe polityczne paliwo Donaldowi Tuskowi
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem