Nie sądziłem, że ta zasada będzie miała zastosowanie w polityce. Zawsze byłem przekonany, że dotyczy to nastolatków, którzy ze względu na brak życiowych doświadczeń, potrafią na świat spoglądać z mylnym wyobrażeniem.
Okazuje się, że miłość w polityce ma te same zastosowania. Zakochani w partii, nie potrafią, a może raczej nie chcą zobaczyć, co wyczynia ich ukochana. A, że trzeźwy osąd mógłby być bolesny w skutkach, bo trzeba by przyznać, że swoje uczucia ulokowaliśmy źle, to stan zakochania, a raczej upiększania wybranki mocno się pogłębia.
Tylko tak można tłumaczyć to, że z każdym dniem przybywa rzeczników rządu, tych, którzy tłumaczą rzeczy, których tłumaczyć się nie powinno, bo nie wytrzymują próby czasu. A spróbuj człowieku tylko skrytykować ich wybrankę, to od razu usłyszysz najbardziej absurdalną formę obrony w stylu: „Owszem, zadłużają nas na potęgę, ale dają nam wszystkim. Tamci zadłużali, ale dawali swoim”. Jeszcze bardziej podoba mi się tłumaczenie, że „nasi pożyczają, tamci kradli”.
I może nawet to tłumaczenie byłoby w stanie mnie przekonać, gdyby nie jeden mały i drobny szczegół. Za chwilę minie rok od rządów Prawa i Sprawiedliwości. Władzy, która przygotowywała się do tego przez osiem lat. Zapewniała, że jest na to gotowa, że chce mieć władzę samodzielną, bo wtedy będzie mogła naprawdę szybko zreformować kraj i jeszcze szybciej zaprowadzić porządek i ukarać winnych. Dostała i władzę i samodzielność. Ma nawet swojego szeryfa, któremu, jako prokuratorowi generalnemu, dała możliwość oskarżania kogo tylko popadnie. Pospiesznie zrobiła analizę poprzedników, którą dla dodania sobie powagi nazwała nawet audytem. I co? I nic.
Z tych setek zapewnień, tysiąca oskarżeń i miliona słów o tym ilu to złodziei miała poprzednia ekipa, ciągle ani jednego skazanego. Do tej pory nie toczy się żaden proces o kradzież. Nie ma procesów o malwersację. Nie ma nakazu zwrócenia majątku.
Jeśli nie nastąpi coś takiego szybko, będzie to oznaczało, że w Polsce można bezkarnie mówić o kimś, że jest złodziejem, że na nikim nie robi to wrażenia, że to tylko takie gadanie, bo kogoś nie lubimy, albo ktoś nam w czymś przeszkadza. Brak konkretnych wyroków, to też zachęta dla innych. „Ukradli oni, ukradnij i ty”, przecież skoro władza może bezkarnie kraść, to po co się tym krępować. Ale jeśli jakiś polityk będąc regularnie nazywany złodziejem, nie walczy o swoje dobre imię przed sądem, tez nie wzbudza mojego zaufania. Albo faktycznie ma coś za uszami i boi się, że w procesie lewe pieniądze zostaną ujawnione, albo jest mu wszystko jedno co o nim mówią. Komuś, kto nie dba o swoje dobre imię nie jestem w stanie zaufać tym bardziej.