Xi Jinping zgarnia chwilowo całą chwałę regionu i dopełnia obraz siebie jako przywódcy sukcesu także na polu krajowym. W Peru czekał na niego jego człowiek z Hongkongu, wspierany przez Pekin gubernator Leung Chun-ying. Znienawidzony w byłej brytyjskiej kolonii, wyszydzany i cieszący się złą reputacją Leung zabiegał o namaszczenie głównego szefa na kolejną kadencję. Wybory przewidziane są na marzec 2017 roku, a audiencja u Xi wyglądała na udaną. Choć po niecałych dwóch minutach od uścisku dłoni ochrona wyprosiła dziennikarzy z Hongkongu. Wystarczyło tylko jedno słowo samego Xi.
Na X edycji Festiwalu 5 Smaków można obejrzeć film zatytułowany "Dziesięć lat". To pięć krótkich produkcji z Hongkongu składających się na wspólny obraz miasta w 2025 roku. Wpływy chińskie są coraz bardziej widoczne. Taksówkarze, którzy nie opanują na czas narzucanego przez Pekin chińskiego w wersji mandaryńskiej i wciąż mówią po kantońsku, od zawsze obecnym w Hongkongu, tracą klientów i licencje na wykonywanie zawodu. Uczniowie podstawówek organizowani są w oddziały przypominające Czerwonogwardzistów z czasów rewolucji kulturalnej i jak szarańcza tropią wszelkie przejawy hongkońskiej "lokalności". Ktoś w desperacji decyduje się na zakonserwowanie się dla przyszłych pokoleń jako gatunek ginący na danym terenie. Ktoś inny podpala się przed brytyjskim konsulatem w akcie sprzeciwu wobec narastającej opresji ze strony Chin kontynentalnych.
Podczas festiwalu rozmawiam w Warszawie z Ng Ka-Leungiem, reżyserem jednej z części "Dziesięciu lat" i producentem całego filmu. Mówi mi, że to co obecnie dzieje się w Legco, lokalnym parlamencie, także przechodzi pojęcie zwykłych mieszkańców. Pekin miesza się w sprawy Hongkongu, pozbawia mandatów nowo wybranych prodemokratycznych działaczy młodego pokolenia. Miniony tydzień z pewnością zapisze się w pamięci mieszkańców Hongkongu. We ubiegły wtorek tamtejszy sąd najwyższy zdecydował o pozbawieniu mandatu dwojga prodemokratycznych parlamentarzystów. Decyzja wzbudziła ogromne kontrowersje, ponieważ nie została podjęta samodzielnie w Hongkongu, ale polecono jej wykonanie bezpośrednio z poziomu władzy głównej czyli z Pekinu.
Parlamentarne zamieszanie dotknęło dwoje młodych ludzi, panią Yau Wai-ching oraz Leung Chung-hanga znanego także Siktus Baggio. Musimy cofnąć się nieco w czasie. Jest 12 października, w hongkońskiej legislaturze, tak zwanym Legco nowowybrani parlamentarzyści składają przysięgi. Dwoje młodych decyduje się na polityczny manifest i rozwija transparenty z hasłem "Hongkong to nie Chiny". Pani Yau dodatkowo zamienia słowo "republika" z oficjalnej nazwy Chińska Republika Ludowa na przekleństwo, pan Leung krzyżuje palce podczas przysięgi. Oboje celowo zamiast angielskiego China mówią "ĆINA" używając obraźliwego określenia pochodzącego z czasów japońskiej okupacji. Dla Pekinu to zbyt wiele i młodzi demokraci, którzy dwa lata wcześniej walczyli o uniezależnienie się od Chin kontynentalnych, oficjalnie lądują poza parlementem. Polityczny manifest kosztuje ich wiele, ale to dopiero początek zamieszania, ponieważ mieszkańcy byłej brytyjskiej kolonii mają dość tego, że Pekin w tak oczywisty sposób naruszył świętą zasadę "jeden kraj, dwa systemy". Według niej Hongkong miał cieszyć się polityczną swobodą co najmniej do 2047 roku.
Ng przeprasza, że nie może jednoznacznie komentować polityki Pekinu i oceniać działania młodych parlamentarzystów. Jednak przywozi ze sobą film, który zgodnie ze starą zasadą wart jest tysiąc słów. O ile nie więcej.