Z kolei twórcy internetowych memów zapewne poużywają sobie, ilustrując słowami „My chcemy Boga" zdjęcia przedstawiające palenie ukraińskiej flagi, rzucanie kamieniami w policjantów czy inne, niewiele mające wspólnego z chrześcijańską postawą, zachowania młodych narodowców.
Sprawa ta jest jednak poważniejsza, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka.
Nowoczesny polski nacjonalizm, kiedy rodził się pod koniec XIX wieku, był jawnie antyreligijny. Kościół był wtedy dla nacjonalistów przede wszystkim strażnikiem porządku społecznego i symbolicznego, o którego zniszczenie walczyli. Ich ówczesnego antyklerykalnego zacięcia nie powstydziłby się w czasach swojej politycznej świetności sam Janusz Palikot. Wielki zwrot w stosunku narodowców do chrześcijaństwa zaczął się w 1926 roku, kiedy Roman Dmowski wydał broszurę „Kościół, naród i państwo". Jej treść sprowadza się do stwierdzenia: katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, ale stanowi jej istotę. Nawet jeśli rozpatrywać tę woltę Dmowskiego w kategoriach politycznych, jako szukanie poparcia dla swej formacji u kościelnych hierarchów, to dalsza ewolucja polskiego nacjonalizmu nie była już podyktowana takimi kalkulacjami. Lawina chrześcijańskiego przesilenia ruszyła.
Kolejnym kamykiem, który przyspieszył jej bieg, stało się w latach 30. „Nowe średniowiecze" Mikołaja Bierdiajewa, którym zaczytywali się polscy nacjonaliści (książkę tę przetłumaczył zresztą członek Obozu Narodowo-Radykalnego Marian Reutt). Rosyjski myśliciel starał się w niej odpowiedzieć na pytanie: czy w świecie, w którego centrum został postawiony człowiek, możliwa jest budowa chrześcijańskiego ładu? „Wszystkie drogi humanizmu zostały przemierzone, chodzi o to, aby wznieść się ponad humanizm" – pisał. Chodziło mu właśnie bardziej o wzniesienie się, przekroczenie nowoczesności niż o tęsknotę do utraconego w przeszłości raju. Ostatecznie dobrze się stało, że średniowieczna „christianitas" upadła; pod koniec swojego istnienia ten chrześcijański porządek społeczny stał się już tylko pustą formą.
Wyobraźnią polskich nacjonalistów zawładnęło już nie, jak kilkadziesiąt lat wcześniej, marzenie o stworzeniu nowoczesnego społeczeństwa, ale pragnienie znacznie bardziej ambitne – zbudowania ładu, który wyrastałby ponad nowoczesność. I oczywiście w tym samym czasie wielu nacjonalistów robiło rzeczy haniebne, niemające wiele wspólnego z etyką chrześcijańską. Ale drugą stroną tego medalu jest to, że etniczny, postulujący budowę narodu na „wspólnocie czystej krwi" nacjonalizm, który święcił wówczas triumfy w wielu innych europejskich krajach, nie był przed II wojną światową specjalnie w Polsce popularny. Co więcej, polscy narodowcy trafiali do obozów koncentracyjnych za pomaganie podczas wojny Żydom.