Wiele zawdzięczam „Solidarności”

Czynimy wszystko, aby Polakom w Niemczech nie działa się krzywda. Są oczywiście różnice w statusie mniejszości niemieckiej w Polsce i Polonii w Niemczech. Ale nie widzę potrzeby zmian – podkreśla niemiecka wiceminister spraw zagranicznych Cornelia Pieper

Publikacja: 12.01.2010 23:52

Cornelia Pieper

Cornelia Pieper

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Doskonale zna pani Polskę. Studiowała pani nawet przez jakiś czas w Warszawie język polski i literaturę. Jak to się stało, że zainteresowała się pani naszym krajem?[/b]

Zachwyciłam się Polską, którą poznałam w czasie podróży turystycznych, gdy mieszkałam w byłej NRD. Stąd decyzja o rozpoczęciu studiów slawistycznych w Lipsku. Rok 1980 spędziłam na Uniwersytecie Warszawskim. Był to czas powstania „Solidarności”, pamiętam doskonale dyskusje na uczelni oraz strajk okupacyjny, w którym brałam udział. Był to dla mnie pierwszy powiew wolności. Gdybym wtedy nie przeżyła tego wszystkiego w Warszawie, nie byłabym dzisiaj politykiem i nie siedziałabym na tym miejscu. Zawdzięczam to „Solidarności”, która rozpoczęła proces przemian prowadzący do zjednoczenia Niemiec.

[b]Pozostała pani w Warszawie już po zakończeniu zajęć na uczelni.[/b]

Tak. Miałam chłopaka, który był studentem geologii. W Warszawie przeżyłam pierwszą wielką miłość.

[wyimek]Jako obywatelce NRD łatwiej mi było zrozumieć Polskę. W końcu NRD nie różniła się tak bardzo od PRL[/wyimek]

[b]Nie rozważała pani pozostania w Polsce na stałe?[/b]

Mogło się tak zdarzyć. Musiałam jednak wracać do Lipska, aby skończyć studia. Potem został wprowadzony stan wojenny i żelazna kurtyna odcięła mnie od Polski. Pozostały listy i rozmowy telefoniczne, ale w końcu kontakty z moim przyjacielem się urwały. Niestety.

[b]Czy doświadczenia wyniesione z czasów NRD wpływają na pani ocenę Polski i Polaków?[/b]

Jako obywatelce NRD łatwiej mi było zrozumieć Polskę. W końcu NRD nie różniła się tak bardzo od PRL.

W Polsce zawsze było więcej wolności i pamiętam, jak zazdrościłam moim kolegom i koleżankom, że w czasie wakacji mogli wybrać się do Francji na zbiór winogron. W NRD nie było to możliwe. Ale reżimy komunistyczne były w naszych krajach podobne. Wiem, że niemieccy politycy wywodzący się ze wschodnich Niemiec do dzisiaj wykorzystują wiedzę i kontakty z tamtych czasów do budowania polityki porozumienia i partnerstwa z Polską. Służą temu także osobiste przyjaźnie, tak jak w moim przypadku. Jest to nieocenione w postrzeganiu sytuacji w Polsce.

[b]To jaka jest, pani zdaniem, dzisiejsza Polska?[/b]

Nie byłam w Polsce już ponad rok i tym bardziej cieszę się na zbliżającą się wizytę, pierwszą w charakterze koordynatora rządu ds. relacji z Polską. Jestem niezmiernie zadowolona z zadań, jakie mnie czekają. Polska jest dla mnie nowoczesnym, liberalnym krajem. Zwłaszcza w okresie rządów premiera Donalda Tuska zmieniła się dość mocno, stając się państwem zaangażowanym w budowanie integracji europejskiej.

Nie zawsze tak było.

[b]Do Warszawy przyjeżdża pani z krajów bałtyckich. Guido Westerwelle, szef niemieckiej dyplomacji, postąpił inaczej i wybrał Polskę jako cel swej pierwszej zagranicznej podróży jako minister.[/b]

Harmonogram mojej podróży nie jest związany z żadną symboliką polityczną. Pragnęłam zacząć podróż od wizyty w Warszawie, ale musiałam zmienić plany ze względów logistycznych. W piątek muszę być w Berlinie i ze względu na połączenia lotnicze łatwiej mi będzie przylecieć z Warszawy. Wizyta Guido Westerwellego w Warszawie była znaczącym sygnałem zamierzeń naszej polityki zagranicznej wobec partnerów na Wschodzie, zwłaszcza Polski jako największego sąsiada. Zależy nam na ukształtowaniu kontaktów partnerskich na tych samych zasadach, jak to ma miejsce w relacjach z naszymi zachodnimi partnerami. Uważam, że jest tu wiele do zrobienia. Stąd nasza pełna akceptacja propozycji Donalda Tuska dotyczących ożywienia współpracy polsko-francusko-niemieckiej w ramach Trójkąta Weimarskiego.

To jest także pomysł na umocnienie kontaktów z Polską. Moim zadaniem jest uzupełnienie trójstronnej współpracy o wymiar kulturalny.

[b]W porozumieniu koalicyjnym pani partii FDP z CDU/CSU jest mowa o planach nadania relacjom polsko-niemieckim takiej rangi, jaką mają stosunki między Berlinem a Paryżem. To ambitne zadanie.[/b]

Ale wykonalne. Jesteśmy na dobrej drodze, jeżeli wspomnieć chociażby o polsko-niemieckiej wymianie młodzieżowej zorganizowanej na wzór podobnego projektu niemiecko-francuskiego. Zamierzamy także dokonać wymiany urzędników MSZ obu naszych krajów, tak jak to ma miejsce w przypadku Francji. W czasie mego pobytu w Warszawie zostanie podpisane odpowiednie porozumienie i jeszcze w tym roku w niemieckim MSZ zasiądzie dyplomata z Polski, co mnie bardzo cieszy.

[b]W relacjach polsko-niemieckich jest kilka kwestii spornych. Wystarczy wspomnieć gazociąg północny czy spór związany z działalnością organizacji niemieckich wypędzonych. Niedawno pojawił się temat poruszony przez Polonię niemiecką – ponownego przyznania polskiej grupie narodowościowej statusu mniejszości narodowej. Takim statusem cieszy się mniejszość niemiecka w Polsce. Czy może to się stać nową kością niezgody?[/b]

Chętnie podejmiemy rozmowy z przedstawicielami Polonii w Niemczech i jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje. Nie dostrzegam tu żadnego potencjalnego konfliktu. Powstaje oczywiście pytanie dotyczące reprezentacji Polonii. Jak wiemy, licząca 2 miliony osób wspólnota polska w Niemczech nie jest jednolita.

[b]Czy możliwe byłoby przyznanie części Polonii statusu mniejszości narodowej? Przed wojną Polacy w Niemczech mieli taki status, a na dodatek – jak niedawno wyjaśniono – dekret Hermana Göringa z 1940 roku likwidujący ten stan był bezprawny i nie ma mocy obowiązującej. Wynika z tego, że mniejszość polska w Niemczech wciąż istnieje.[/b]

W polsko-niemieckim traktacie o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 1991 roku prawa niemieckiej mniejszości w Polsce, jak i grupy polskiej w Niemczech, są szczegółowo uregulowane. Niemcy zobowiązały się respektować prawa Polonii i wykonywać postanowienia traktatowe. Czynimy wszystko, aby Polakom w Niemczech nie działa się krzywda. Są oczywiście różnice w statusie mniejszości niemieckiej w Polsce i Polonii w Niemczech. Nie widzę jednak potrzeby żadnych zmian. Traktat jest dobry i sprawdził się w praktyce. W przyszłym roku obchodzić będziemy 20. rocznicę jego obowiązywania. Jest więc okazja do wspólnych ocen. Będzie to zadanie dla proponowanej polsko-niemieckiej grupy ekspertów z udziałem przedstawicieli obu rządów. Nie sądzę, aby istniała konieczność jego renegocjacji.

[b]Przedstawiciele niemieckiej Polonii zwracają jednak uwagę na rażącą asymetrię we wspieraniu przez państwo polskie mniejszości niemieckiej w naszym kraju, a niewielką pomocą, jaką służy im niemiecki rząd w takich sprawach, jak chociażby nauka języka polskiego w Niemczech. A to przecież jest zobowiązanie wynikające z traktatu właśnie.[/b]

Jesteśmy otwarci na postulaty rozszerzenia nauki języka polskiego w Niemczech. Polskiego uczy się obecnie 6,5 tys. osób w całym kraju, ale zaledwie 2,3 tys. w szkołach publicznych. To o wiele za mało. Chcemy, aby w każdym kraju związkowym była co najmniej jedna szkoła z językiem polskim. W niektórych landach sytuacja jest lepsza, np. w Nadrenii Północnej—Westfalii, w innych jest gorzej, np. w Bawarii czy Hesji. W moim landzie, Saksonii-Anhalt, nie ma ani jednej takiej szkoły. Chcemy to zmienić. Tworzymy już wspólną polsko-niemiecką grupę ekspertów do spraw nauki polskiego w rejonach granicznych. Będziemy wspierać projekty kulturalne i sama będę tego pilnować. Namawiam przedstawicieli organizacji polonijnych, aby nawiązali ze mną kontakty, przedstawiając swe problemy. Jak wiem, resort kultury uczestniczy w przygotowaniu zapowiedzianego na maj kongresu Polonii. Chcemy także doprowadzić do spotkania reprezentacji Polonii z przedstawicielami mniejszości niemieckiej w Polsce. Może to pomóc we wzajemnym zrozumieniu.

[b]W relacjach polsko-niemieckich od lat przewija się nazwisko Eriki Steinbach, szefowej Związku Wypędzonych (BdV). Stała się ona także powodem konfliktu w koalicji rządowej FDP i CDU/CS. Dlaczego?[/b]

Erika Steinbach jest szefową organizacji, która dba o własne interesy. Tymczasem, jak już to podkreślał Guido Westerwelle, w obecnej konstelacji rządowej relacje z Polską nabierają nowej jakości. W tym miejscu iskrzy. Nie chcemy dyskusji zorientowanej nadmiernie na przeszłość, lecz spojrzenia w przyszłość. Z naszego punktu widzenia historia wypędzeń nie może być wyłączona z kontekstu historycznego. Dlatego zależy nam na utrzymaniu równowagi w składzie rady fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie. Obecność Eriki Steinbach w tym gremium tego nie gwarantuje. Żałuję, że profesor Tomasz Szarota wycofał się z innego gremium fundacji, a mianowicie jej rady naukowej. W czasie mego pobytu w Polsce chciałabym wysondować, czy inny polski naukowiec nie zechciałby zająć jego miejsca.

[b]Jak ocenia pani ostatnie propozycje Eriki Steinbach wyjęcia fundacji spod politycznej kontroli rządu, wyłączenie jej ze struktur Niemieckiego Muzeum Historycznego i zwiększenia reprezentacji Związku Wypędzonych w radzie fundacji? W zamian Steinbach obiecuje, że nie będzie rościć pretensji do osobistego udziału w radzie. Czy może to być podstawą przyszłego kompromisu?[/b]

To rozsądne ze strony Eriki Steinbach, że postanowiła wycofać swą kandydaturę i złożyć ofertę negocjacyjną. Należy przyjąć to do wiadomości. Jej oferta ma jednak charakter wyjściowy. W całą sprawę musi się włączyć Bundestag, gdyż ewentualne zmiany wymagają nowelizacji ustawy. Dlatego propozycje te powinny być przedmiotem dyskusji frakcji parlamentarnych. Nastąpi to po wznowieniu prac Bundestagu po obecnej przerwie. Sądzę, że do końca stycznia zapadną odpowiednie decyzje.

[b]Jakie są granice ustępstw FDP?[/b]

Trudno mi się odnosić obecnie do poszczególnych punktów propozycji Steinbach. Bada je dokładnie frakcja FDP w Bundestagu pod kątem rozładowania sytuacji wywołanej sporem o obecność szefowej Związku Wypędzonych w radzie fundacji. Rozpatrywana jest także propozycja zwiększenia liczby przedstawicieli BdV. Jedno jest pewne. Nie dopuścimy do takiego rozwiązania, którego skutkiem byłoby pogorszenie relacji z Polską. Przykładamy do tego wielką wagę i nasi sąsiedzi muszą o tym wiedzieć.

[b]Czy zauważa pani zmiany w niemieckiej kulturze pamięci w ostatnich latach, zwłaszcza od ukazania się powieści „Idąc rakiem” Güntera Grassa o losach niemieckich uciekinierów z terenów dzisiejszej Polski? Czy Niemcy nie przesuwają nadmiernie akcentu na własne cierpienia? Czy nie świadczą o tym choćby dyskusje na temat powstającego w Berlinie muzeum wypędzeń?[/b]

Nie obserwuję takiego zjawiska. Nie sądzę, aby sprawa niemieckich ofiar wojny wywoływała obecnie większe emocje niż przed 20 – 30 laty. Jedyna zasadnicza zmiana związana jest z upadkiem NRD, gdzie o tych sprawach milczano i cały ten fragment niemieckiej historii nie był przedmiotem publicznej debaty. Zmieniło się to po zjednoczeniu

Niemiec. Powstała konieczność nadrobienia straconego czasu w spojrzeniu na całość naszej historii. Nie zauważam jednak jakiejś szczególnej społecznej presji na te zagadnienia.

[b]W Polsce zwrócono baczną uwagę na przebieg niedawnej wizyty Guido Westerwellego w Moskwie, gdzie mówił o strategicznym partnerstwie między Niemcami i Rosją. Użył terminu dawno już w Niemczech zapomnianego, pochodzącego z czasów Gerharda Schrödera, który uważał Władimira Putina za krystalicznie czystego demokratę. Pojęcie strategicznego partnerstwa nie występuje nawet w porozumieniu koalicyjnym partnerów obecnego rządu.[/b]

To prawda, ale żyjąc w Europie, nie sposób nie zauważyć, że nie da się uprawiać polityki z pominięciem Rosji. Dotyczy to zarówno spraw energetycznych, jak i współpracy w rozwiązywaniu konfliktów zbrojnych u granic Europy. Dialog jest najlepszą formą poszukiwania rozwiązań tych konfliktów. Temu celowi służy zarówno strategiczne partnerstwo z Rosją, jak i wspólna polityka bezpieczeństwa Unii Europejskiej. Twórcy niemieckiej polityki wschodniej Hans-Dietrich Genscher oraz Walter Scheel opierali swe działania na przekonaniu o konieczności ciągłego dialogu, nawet z najtrudniejszym partnerem, prezentującym całkowicie odmienny punkt widzenia. Taka jest istota strategicznego partnerstwa.

[i]Cornelia Pieper jest posłanką do Bundestagu, od 2005 roku wiceprzewodniczącą FDP, a od 2009 r. wiceministrem spraw zagranicznych ds. kontaktów kulturalnych z zagranicą w rządzie Angeli Merkel[/i]

[b]Rz: Doskonale zna pani Polskę. Studiowała pani nawet przez jakiś czas w Warszawie język polski i literaturę. Jak to się stało, że zainteresowała się pani naszym krajem?[/b]

Zachwyciłam się Polską, którą poznałam w czasie podróży turystycznych, gdy mieszkałam w byłej NRD. Stąd decyzja o rozpoczęciu studiów slawistycznych w Lipsku. Rok 1980 spędziłam na Uniwersytecie Warszawskim. Był to czas powstania „Solidarności”, pamiętam doskonale dyskusje na uczelni oraz strajk okupacyjny, w którym brałam udział. Był to dla mnie pierwszy powiew wolności. Gdybym wtedy nie przeżyła tego wszystkiego w Warszawie, nie byłabym dzisiaj politykiem i nie siedziałabym na tym miejscu. Zawdzięczam to „Solidarności”, która rozpoczęła proces przemian prowadzący do zjednoczenia Niemiec.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości