Naprawdę ważne były dwie wypowiedzi Donalda Tuska. Dotyczą spotkania z 19 sierpnia 2009 r. (z Mirosławem Drzewieckim) oraz 26 sierpnia 2009 r. (ze Zbigniewem Chlebowskim). Na obu premier wypytywał o przebieg prac nad ustawą hazardową i zaangażowanie w nią tych polityków.
Tusk przyznał, że nigdy wcześniej nie odbywał takich rozmów na temat żadnej ustawy. Wniosek jest jeden: Drzewiecki i Chlebowski mieli prawo czuć się zaniepokojeni. Szczególnie Chlebowski. Znając brutalność, z jaką Tusk zwykle traktował nielubianego przez siebie Chlebowskiego, można też domniemywać, że nie było to delikatne i dyskretne wypytywanie.
W czasie przesłuchania premiera widać też było, jak ważną kwestią jest sprawa przecieku. Co ciekawe, to nie ze strony opozycji padło znane już pytanie: "gdzie był przeciek?". Pytali o to posłowie PO, z wyraźną sugestią, że musiał nastąpić z CBA. Premier ochoczo podchwycił ten wątek. Nie negował, że wiadomości o akcji Biura dotarły do osób nieupoważnionych. Ale to – zdaniem Tuska – wyłączny skutek niekompetencji Biura. To zrozumiała taktyka premiera. Bo jeśli przecieku nie było w CBA, to znaczy, że nastąpił około 25 sierpnia 2009 r. z kręgów bardzo bliskich premierowi. To wersja Mariusza Kamińskiego, najlogiczniejsza z przedstawionych do tej pory. Wersja z przeciekiem w CBA ciągle jest nieporównanie słabsza, bo w odróżnieniu od Kamińskiego żaden z polityków PO (w tym premier) nie przedstawił innego przekonującego łańcuszka osób zdradzających informacje o śledztwie.
Czy we wszystkim można wierzyć zeznającemu premierowi? Pytany o śledztwo w Rzeszowie przeciw Kamińskiemu i o naciski na prowadzącego je prokuratora Olewińskiego premier mówił, że kazał sprawdzić tę sprawę przełożonemu prokuratora, czyli ówczesnemu ministrowi sprawiedliwości Andrzejowi Czumie. Wtedy okazało się, że Olewiński nie skarży się już na naciski. Wydał nawet oświadczenie, że do niczego takiego nie doszło. Zdaniem Tuska wszystko więc było w porządku.
To niby drobny szczegół. Ale premier nie dodał, że prokuratura to struktura ściśle hierarchiczna, gdzie minister mógł "wytłumaczyć" podległemu prokuratorowi, że nie powinien robić tyle kłopotu.
Tusk nie dodał też – lub nie wiedział o tym – że dziennikarze "Rz" i "Dziennika" dotarli do innych prokuratorów, którym Olewiński mówił o naciskach i wymuszaniu na nim przedstawienia Kamińskiemu zarzutów.