Niedzielna debata pokazała, że mimo teatralnego charakteru prawyborów w Platformie Obywatelskiej toczy się tam prawdziwa walka między dwoma politykami, którzy uwierzyli, że prezydentura jest w zasięgu ich ręki. Podczas debaty obaj rywale starannie skrywali swoje poglądy na większość spraw. Można jednak wypunktować kilka istotnych różnic między nimi, które się ujawniły.
Co najważniejsze, widać, że to Bronisław Komorowski ma mocną i nienaruszalną pozycję w Platformie Obywatelskiej, a Radosław Sikorski dopiero o to się stara. Marszałek Sejmu, opowiadając o tym, jak będzie postępował w roli prezydenta, prawie w ogóle nie odnosił się do obecnego premiera. Choć wiedział, że Donald Tusk z uwagą przygląda się jego dyskusji z Sikorskim. Za to minister spraw zagranicznych wygłosił kilka hołdowniczych wypowiedzi pod adresem Tuska, od razu zapowiadając, że nie będzie się wtrącał w krajowe sprawy.
Było też widać, że Komorowski może traktować Sikorskiego jak uczniaka. Wygłosił wiele złośliwości i pouczeń. A mimo to publiczność chyba dobrze to odebrała, o czym mógłby świadczyć np. robiony na bieżąco sondaż dla TVN 24. Komorowski został oceniony lepiej, a i w trakcie debaty rosła jego przewaga nad Sikorskim. Niekiedy marszałek był okrutny wobec partyjnego rywala. Jednak nie wyglądał na agresora. Prędzej na kogoś, kto ex catedra poucza innego, ciągle potrzebującego takich pouczeń.
Wiadomo, że Radosław Sikorski też potrafi być agresywny i bezwzględny. Dziś ograniczył się jednak tylko do kilku mocno zawoalowanych aluzji. Gdyby uderzył otwarcie, prawdopodobnie by przegrał. To też pokazuje różnice ich pozycji w Platformie – tam Sikorskiemu ciągle mniej wolno.
Szef MSZ w debacie nadal propagował swoją wizję prezydentury "eksportowej". Grał na nutach mocarstwowych, np. obiecując wprowadzenie Polski do G20. To na razie hasło opozycji atakującej rząd, w tym szefa MSZ, za rzekomo mało ambitną politykę zagraniczną. Zagrał też na nutach nacjonalistycznych. Gdy Komorowski stwierdził, że jedną z pierwszych stolic, którą chciałby odwiedzić, jest Wilno, Sikorski stwierdził, że pojedzie tam wtedy, gdy Litwini uregulują swoje zobowiązania wobec mniejszości polskiej.